Gorące wiadomości

Kanada: profesor psychologii sprzeciwił się używaniu bezpłciowych zaimków na uczelni

Profesor psychologii Jordan B. Peterson stał się powszechnie znany w Kanadzie w 2016 roku, kiedy sprzeciwił się ustawie C-16, która uznaje dyskryminację ze względu na tożsamość płciową lub ekspresję jako sprzeczną z prawami człowieka. Ustawa wprowadza kary wiezienia za użycie zaimka "on" wobec mężczyzny czującego się kobietą. Wcześniej zlikwidowano w Kanadzie ustawowo pojęcia takie jak "matka" czy "ojciec", zastępując je słowami "rodzic" i "rodzic rodzący". Peterson zapowiedział, że nie zgodzi się na używanie "bezpłciowych zaimków" w stosunku do studentów, choć obawiał się, że zgodnie z nowym prawem będą mu za to groziły sankcje karne.

- Nigdy nie będę używać słów siejących nienawiść, podobnie jak modnych i sztucznie wykonanych zaimków "zhe" i "zher". Słowa te znajdują się w czołówce postmodernistycznej, radykalnej lewicy ideologicznej, która według mojej profesjonalnej opinii jest przerażająco podobna do doktryn marksistowskich, a które przyczyniły się do śmierci co najmniej 100 milionów ludzi w XX wieku. Studiuję autorytaryzm po stronie prawicowej i lewicowej od 35 lat. Napisałem książkę, "Mapy znaczenia: architektura przekonań", w której badam, jak ideologie trwonią język i wiarę. W wyniku moich studiów doszedłem do przekonania, że marksizm jest morderczą ideologią. Sądzę, że praktykujący go we współczesnych uniwersytetach powinni się wstydzić, że nadal promują takie złe i antyludzkie pomysły, a także że indoktrynują swoich uczniów tymi przekonaniami. Dlatego nie używam słów marksistowskich. - napisał w listopadzie 2016 roku dla National Post.

Słowa te przysporzyły mu ogromną ilość zwolenników i zażartych przeciwników, a jego wykłady są regularnie blokowane przez lewicowych aktywistów. Widać to było szczególnie podczas marcowej debaty na temat - nomen omen - wolności słowa na Uniwersytecie McMaster. Protestujący zagłuszali go wówczas krzykiem i "szczekaczkami" oraz rozwiesili obok niego baner "Tak dla wolności słowa, nie dla mowy nienawiści". Ostatecznie Peterson opuścił budynek i wygłosił swoją przemowę... na ławce przed budynkiem, otoczony tłumem swoich zwolenników. Jak sam zauważył miesiąc później, na agresywnych protestujących jest jeden skuteczny sposób.

- Powiem wam jak działają lewicowi aktywiści i uważam że to jest strasznie komiczne. Niektórzy z was zapewne wiedzą, że brałem udział w debacie o wolności słowa organizowanej przez Uniwersytet Toronto. Zamieniła się ona w forum, czy coś podobnego, ale na pewno nie była to debata. Ale miałem okazję mówić do administracji uniwersytetu jak mogą poradzić sobie z problemem protestujących. I powiedziałem: "To proste, róbcie konferencje rano, bo żaden z nich nie wstaje z łóżka przed dziesiątą." Mieliśmy więc konferencję o dziewiątej rano i był tylko jakiś jeden członek parlamentu rozdający ulotki i żadnego protestującego. Jeżeli więc chcesz mieć kontrowersyjnego mówcę na kampusie, zaproś go na siódmą rano. Nie znajdziesz w okolicy żadnego protestującego, bo będą wciąż odsypiać po wczorajszej imprezie, w oparach alkoholu i trawki - powiedział Peterson podczas kwietniowego wykładu o postmodernizmie i neomarksizmie na Harvardzie.

W dotarciu do milionów osób profesorowi z Toronto pomógł internet. Także i tu napotyka jednak problemy - w sierpniu jego konto na YouTube oraz poczta Gmail zostały zablokowane bez żadnych wyjaśnień. W odpowiedzi na email profesora portal oświadczył, że Peterson naruszył warunki korzystania z serwisu, nie podano jednak, co konkretnie niewłaściwego zrobił. Ostatecznie jeszcze tego samego dnia firma odblokowała mu dostęp do konta.

Zwalczający profesora lewicowi aktywiści rozwiesili ulotki wokół jego miejsca zamieszkania, w których oskarżyli go o rasizm. Obok zdjęcia profesora ulotki informują, że Peterson jakoby od lat "prowadzi kampanię przeciw prawom kobiet, kolorowym, muzułmanom i osobom LGBT". Jak twierdzą autorzy tekstu, profesor rzekomo "współpracuje z neonazistami", zaś uczelnia nie widzi w tym problemu i nie podejmuje żadnych działań przeciwko swojemu pracownikowi. - "Niedopuszczalne? Też tak twierdzimy" - kończą anonimowi autorzy, podając dane kontaktowe uczelni i wzywając do "powiedzenia im co myślicie".

Ulotki na osiedlu raczej nie przekonają władz uczelni do zwolnienia profesora, jednak są poważnym ostrzeżeniem dla osób, które nie uginają się pod naciskiem politycznej poprawności. Można się tylko obawiać, jak daleko będą jeszcze w stanie się posunąć lewicowi aktywiści, by wyeliminować z życia publicznego wszystkich, których nie tolerują.

Opublikowano: 2017-10-29

Źródło: Stefczyk.info


Zobacz więcej wiadomości



Napisz swój komentarz
Zobacz komentarze Czytelników



Zobacz więcej komentarzy