Artykuł

Andrzej Olszewski

Andrzej Olszewski

Problemy polskich rodzin zastępczych: osobiste doświadczenia i wiedza z forum dla rodziców zastępczych


Chciałbym opowiedzieć Państwu o internetowym forum www.rodzinyzastepcze.home.pl/pomoc dla rodziców zastępczych. Przyznam, że trudno jest mi streścić nasze życie i doświadczenia i podać to w piętnastominutowej pigułce, ale spróbuję.
    Jestem bardzo częstym gościem na Forum. Doświadczenia innych rodziców zastępczych bardzo, ale to bardzo mi pomogły. Mimo, że jestem po szkoleniu dla RZ, nie miałam tylu wiadomości ile mam teraz po półrocznym odwiedzaniu Forum. Zgłosiliśmy w PCPR-rze chęć wzięcia kolejnego dziecka do RZ, ale mogę powiedzieć, że teraz jest to decyzja w pełni przemyślana. Doświadczenia RZ opisywane na Forum inaczej każą nam patrzeć na ewentualne przyszłe dzieciątko.

    Szkoda , że tak późno znalazłam tą stronę. Jest mi bardzo ciężko, od kilku lat stanowię z mężem rodzinę zastępczą, chłopiec ma w tej chwili prawie 17 lat. Zawsze były z nim jakieś kłopoty, wiedziałam, że mogą być. Mama jego ma schizofrenię, kradł, palił papierosy, był arogancki w szkole i ciągle nam przypominał, że w domu dziecka było lepiej? Liczni psychologowie dawali różne rady, ale w większości się nie sprawdzały, aż trafiłam do pani psycholog, która chyba wykonała najbardziej krecią robotę w wychowaniu chłopca. To było rok temu, od razu spotkaliśmy się we trójkę, pani oczywiście bez wcześniejszej wiedzy jaki mamy problem chciała od razu przeprowadzać terapie rodzinną i niestety uzyskała odwrotny rezultat bo od tej chwili chłopiec odwrócił się ode mnie. Nie chce słuchać moich rad bo pani psycholog zasugerowała, że za wszystko to on sam będzie odpowiadał, a nie ja. Efekt mamy taki, że już znudziło się chłopcu liceum, wagary od czterech tygodni i podniesiona ręka na mnie. Pani kurator po wizycie ostatniej powiedziała, że inaczej mi nie może pomóc jak tylko skierować chłopca do pogotowia opiekuńczego (zresztą po ostatnim incydencie chłopiec sam powiedział, że chce odejść do domu dziecka), tak jak zawsze, od kilku lat nas tym szantażował. Już sama nie wiem, co mam robić.

    U nas też niewesoło. Nasz chłopiec przeszedł samego siebie. Po telefonie od mamy biologicznej (dowiedział się, że będzie miał nową siostrę lub brata). W ciągu tego tygodnia dostał 3 uwagi za naganne zachowanie, 3 jedynki z religii, a ja dostałam wezwanie do szkoły i usłyszałam, żebym przeszła się z nim do psychiatry, bo dziwnie się zachowuje. Tak się dzieje po każdym telefonie od mamy. Trzeba kilku tygodni, żeby doprowadzić go do normalności, po czym znów dzwoni mama i wszystko zaczyna się od nowa. Tylko że tym razem jest gorzej niż zwykle, okradł naszą starszą córkę, napożyczał pieniędzy od dzieci w szkole i pobił swoją siostrę. Już nic na niego nie działa, po prostu "wisi" mu wszystko i wszyscy. Mamy dość.

    Piszę jako rodzic zastępczy dla 7 dzieci, od 9 lat i jednocześnie jako były wychowawca w DD. Niestety nauczyciele, pedagodzy i psycholodzy szkolni nie znają problemu FAS, odrzucenia emocjonalnego oraz problemów rodzin zastępczych. Najgorzej jest jednak wówczas, gdy dziecko w szkole jest grzeczne, a szaleje w domu. Wtedy wszyscy na Ciebie patrzą jak na kogoś, kto nie umie postępować z dzieckiem, bo przecież to takie miłe i dobre dziecko. Może warto zaproponować szkolenia Rady Pedagogicznej w szkole naszych dzieciaków, pod katem FAS i zaburzenia więzi. Wówczas więcej nauczycieli wiedziałoby, na czym polegają problemy dzieci z rodzin zastępczych.

Rodzicielstwo zastępcze nie jest łatwą drogą. Dlatego mając wieloletnie doświadczenie, swoje i innych rodzin zastępczych, jestem pewien, że dla dalszego rozwoju idei rodzicielstwa zastępczego w Polsce, potrzebne jest współdziałanie wielu środowisk i wielu ludzi. Profesjonalną rodzinę zastępczą należy traktować jako partnerów w realizacji zadań opiekuńczych. Obecne relacje między pedagogami, nauczycielami, pracownikami socjalnymi PCPR a rodzinami zastępczymi są złe. Zdarza się, że rodzice zastępczy postrzegani są jako beneficjenci opieki społecznej, a nawet jako ludzie z marginesu społecznego. I vice versa - rodzice zastępczy nie darzą pedagogów, pracowników socjalnych i specjalistów zaufaniem, traktując ich często jako bezdusznych, niekompetentnych urzędników. Pamiętać należy, że rodzice zastępczy to ludzie niedoskonali, a jednak mimo swojej niedoskonałości podejmujący się trudu opiekuńczego dla porzuconych dzieci.

Dzisiaj rodzice zastępczy nie zawsze mogą liczyć na pomoc, ani dla przyjętych dzieci, ani dla siebie. Od nich się najczęściej wymaga. Wzięli dzieci, teraz to tylko ich osobisty problem czy nieudolność. To, co piszemy pod adresem pracowników socjalnych, nie oznacza, że wszyscy są źli, że brak im dobrej woli. Pamiętamy o tym, że są pracownicy ośrodków pomocy społecznej, którzy całe swoje serce, a nawet swój prywatny czas poświęcają dla dobra rodzin zastępczych i rodzinnych domów dziecka. Tym chcę z tego miejsca przekazać wyrazy naszej wdzięczności i szacunku. To, co dziś przedstawiam Państwu, mam świadomość, że to tylko jedna strona rodzicielstwa zastępczego, bo na forach internetowych swoimi kłopotami dzielą się ludzie, gdy maja taka potrzebę, gdy szukają wsparcia. Gdy dzieje się dobrze, na ogół nie chwalimy się, a szkoda.

    Witaj, masz rację, dzieci z RZ i DD zawsze są w grupie gorsze i gorzej traktowane przez otoczenie. Zawsze bardziej się im przygląda i interesuje każdą plamą na ubraniu, każdym siniakiem, każdym brakiem śniadania i nie wynika to z troski otoczenia, tylko ze zwykłej wścibskości ludzi. Próbują zrozumieć, czemu tacy odmieńcy biorą dzieci i co oni z nimi nie daj Boże robią. Zawsze te dzieci są inne i niestety muszą z tym żyć.

    Przyznacie rację, że nasze dzieci są w szkole i w otoczeniu pod szczególną obserwacją. Nauczyciel, który się dowiaduje, że będzie miał w swojej klasie dziecko z RZ od początku wychodzi z założenia, że będą z nim kłopoty. I tak dziecko z "normalnej" rodziny może nie nosić drugiego śniadania - nasze koniecznie. Nawet jak go nie zjada - musi być! Wychowawczyni naszego Małego już po dwóch tygodniach chodzenia do pierwszej klasy poprosiła o opinię od psychologa, bo ona "nie wie jak z nim postępować". To nic, że w klasie było mnóstwo innych dzieci, które wchodziły jej na głowę - do psychologa kwalifikował się tylko nasz Mały. Przy jakichkolwiek konfliktach w szkole, czy na podwórku nasze dzieci z góry są na straconej pozycji! Bo przecież to jest dziecko z problemami! Więc to z pewnością on musiał zacząć bójkę, pierwszy uderzyć, pierwszy przezwać. A przecież nie zawsze tak jest!!! Od raz przyczepionej "łatki" ciężko im się później uwolnić.


Dziecko "wyzute z rodziców" jest sierota i czuje się jak sierota. W Biblii czytamy, jak Bóg przez proroka Jeremiasza ubolewał mówiąc: "(...) nie dbają o prawo, o sprawę sieroty, aby się jej dobrze wiodło, nie bronią prawa ubogich. Czy za to nie mam ich karać? - mówi Pan. Czy na takim narodzie nie mam się mścić? Rzeczy okropne i ohydne dzieją się w tym kraju." Księga Jeremiasza 5 r. Jeszcze wcześniej Mojżesz, który sam wychowywał się w rodzinie zastępczej napisał: "Przeklęty, kto narusza prawo ... sieroty" 5 Moj. 27 r. Ja nie chcę być przeklęty, karany przez Boga, sądzę, że nikt z Państwa tego nie chce. Postarajmy się więc ponad wszelkimi podziałami by w naszym kraju powstało sprawiedliwe, sprzyjające sierocie, prawo i przestrzegajmy go.

    Chcę tu dodać, że najbardziej zniechęcają ludzie stwarzający pozory uprzejmości i zaufania, a w rzeczywistości oczerniają, ironizują, wypowiadają się z dezaprobatą, z chłodem i szorstkością o rodzicach zastępczych. Jakże to jest męczące, gdy przez kilka lat spotykasz się z ludźmi, którzy co innego mówią, a są zupełnie inni w kontaktach z rodzicami zastępczymi. Którzy publicznie, na pokaz, co innego deklarują, a co innego robią na co dzień. Fikcja, obłuda, wszystkie pozorne działania bardzo nam przeszkadzają i męczą...

    Niektórzy urzędnicy "zazdroszczą" kwot jakie otrzymują rodzice zastępczy i wytykają to, tu i ówdzie. Dlaczego to nam wypominają, przecież podobnie do nas, mogą wziąć dziecko do siebie do domu i zostać rodzicami zastępczymi i mieć te pieniądze.

    Ważne jest, aby ludzie otaczający rodziców zastępczych, nie wzbudzali w nich poczucia bezradności, bezbronności, poczucia winy i porażki. W naszym kraju znaczna część rodziców zastępczych jest zmuszana do znoszenia swoich napięć, obaw, niepokojów, bez jakiegokolwiek wsparcia. A trzeba o tym pamiętać, że gdy starania rodziców zastępczych kończą się porażką, rodzice zastępczy mogą reagować i reagują na dzieci, na otoczenie, na siebie nawzajem zniecierpliwieniem, frustracją, złośliwością, niechęcią, emocjonalną separacją a nawet agresją.

Czytając forum dostrzeżecie Państwo, że nasze codzienne radości i zapał często są przyćmione żalem, smutkiem, troską. Ostatnio poruszamy się w atmosferze sporu. Przecież to jest jakieś chore, my chcemy pomóc, a tu nam się planuje, opracowuje restrykcyjne standardy czy rozporządzenia, ośmiesza, lekceważy, prowadzi jakieś kuluarowe krucjaty. Zdarza się i to wcale nierzadko, że rodzice po szkoleniach, miesiącami oczekują na dziecko. I wcale nie dlatego, że czekają na niebieskooką blondynkę. Nie ma dzieci w potrzebie - czy to prawda? O co tu chodzi?? Ktoś powie, że o pieniądze, pewnie też, ale ja myślę, że przecież te nasze "domodzieckowe" dzieci, które społeczeństwo nazywa "bachorami" są okrutnie przez nie traktowane i to traktowanie przenosi się na nas, z chwilą gdy Te dzieci trafiają do nas. Biorąc odrzuconych w pewnym sensie "trędowatych", sami stajemy się odrzuceni, "trędowaci" i to jest chyba spora przyczyna tego, co na co dzień doświadczamy w ośrodkach pomocy społecznej, w sąsiedztwie, w szkole.

Obecnie trwa w Polsce spór o najlepszy model opieki dla osamotnionych i osieroconych dzieci, chciałbym skomentować te wydarzenia słowami Eglantyny Jebb, założycielki powstałego w 1920 r., Międzynarodowego Związku Pomocy Dzieciom, która powiedziała: "Wszystkie wojny, sprawiedliwe, czy niesprawiedliwe, kończące się klęską lub zwycięstwem, są wymierzone przeciwko dziecku".

Zachęcam abyście Państwo swoją wiedzę na temat rodzicielstwa zastępczego czerpali również od rodziców zastępczych i opiekunów z rodzinnych domów dziecka. Wypowiedzi rodziców mogą szokować, zaskoczyć. Skoro jednak ludzie tak piszą, to jest sygnał, że trzeba tych ludzi wysłuchać, uszanować ich smutek, a także zrozumieć ich niebezpodstawną frustrację, że ta grupa społeczna potrzebuje pomocy, również, a może przede wszystkim, ze strony polskich parlamentarzystów.

    Zgłaszaliśmy gotowość wielodzietnej rodziny zawodowej, później pogotowia rodzinnego i niestety. Nasze powiaty nie są zainteresowane żadną formą zawodową, pomimo tego, że chcemy przyjąć kolejnych troje dzieci, to bardzo przykre. A my wszyscy stajemy na głowie, żeby propagować rodzicielstwo zastępcze, zachęcamy, tłumaczymy, dajemy przykład. Po co? Pewnie nie jednej już rodzinie chętnej przyjąć dzieci, urzędnik odpowiedział, że "to im się nie opłaca". Ja usłyszałam i teraz się pytam, czy ta pani wzięła pod uwagę dzieci? Ich dobro? Może dzieciom to się opłaca?

    Jestem oburzona tym, co się dzieje ostatnio w naszym mieście?. My byliśmy pogotowiem rodzinnym, przyjmowaliśmy same maluszki i ze względu na nasz młody wiek i wiek naszego dziecka, wszystko było ok. do czasu ,kiedy to zmuszono nas do rezygnacji, ponieważ pogotowie dla samych maluchów jak stwierdzono nie może istnieć, a teraz maluchy z prawie każdej interwencji trafiają do domu małego dziecka, ponieważ jedyne już teraz pogotowie rodzinne, nie jest w stanie przyjmować wszystkich dzieci. My walczyliśmy o każdego maluszka, a teraz jak czytam, że małe dzieci z mojego powiatu trafiają do Domu Małego Dziecka, to po prostu "szlak mnie trafia".

    Nasz PCPR bardzo się nawet ucieszył, że mamy tak wysokie kwalifikacje i możemy zostać rodziną zawodową (i serdecznie nam pogratulował pomyślnego ukończenia szkolenia) lecz "w chwili obecnej nie widzi takiej możliwości i potrzeby" ale za to "planuje w przyszłości"... Po prostu dzieci pozbawione oparcia w rodzinie zostały w naszym powiecie umieszczone w świeżo stworzonych, po zamknięciu dużego DD, "Domach dla dzieci" i głupio by było je teraz oddać do RZ. A co lepsze dla dzieci i tańsze to w takiej sytuacji nie ma większego znaczenia. Nam pozostaje czekać lub szukać dzieci w innych powiatach oraz szukać tam woli podpisania umowy o pełnienie funkcji rodziny zawodowej.

    Dostałam dziś obuchem w łeb. Od trzech tygodni karmię małe kózki i owieczki butelką ze smoczkiem. Dzieci mi pomagają. Po prostu sielanka. Dziś Krzyś poszedł sam i w tajemnicy (bo samemu nie wolno) do koziarni i połamał małej owieczce nogi. Powyłamywał jej wszystkie stawy i spokojnie wrócił do domu udając, że był na sankach, usiadł przed telewizorem i oświadczył, że dziś nie będzie mi pomagał. Owieczkę trzeba było zabić. Krzysia odesłaliśmy wcześniej spać. Gdy się już okazało, co zrobił oczekiwał kary i nawet pytał czy będzie musiał od nas odejść. Chwilowo ma zakaz opuszczania pokoju bez opieki. Wiem, że robił tak żabom 3 lata temu. Wiem, że rozdłubywał żywe ryby. Myślałam jednak, że jesteśmy już gdzieś dalej. Nie jesteśmy. W każdym razie to jest taka droga, podczas której co kilka kroków wali się głową w ścianę. Może do jutra się zdystansuję.

    Przedwczoraj spadło to na nas jak grom z jasnego nieba ciotka naszych dzieci jedyna jaka się nimi interesuje powiedziała mi wprost, że ICH MATKA MIAŁA AIDS. Boże! tysiąc myśli, tysiące obrazów i paniczny strach o własne dzieci - to teraz czuje. Jak twierdzi, DD wiedział o jej narkomani i pracy w przeróżnych agencjach i o tym że znaleziono ja na ulicy zaćpaną i wyniszczoną. Na jakiej podstawie ośrodki wiedzą, że nasze dzieci są zdrowe. Myślałam, że ktoś je przebadał. Dlaczego naraża się nas RZ na takie ryzyko nie licząc się z naszym zdrowiem i naszych dzieci? Nikt nie bada dzieci pod kątem AIDS, żółtaczek B i C, ba nawet gruźlicy i chorób wenerycznych. Jak długo ktoś będzie bawił się naszym życiem i zdrowiem? Co to znaczy dzieci są zdrowe? Skąd wiadomo jeżeli nikt ich nie badał? Pomyślcie, co ja teraz czuję, jak bardzo boję się o swoje dzieci. Nie pozwólcie sobie wcisnąć dzieci bez badań, błądźcie mądrzejsi od nas, zanim stanie się jakaś tragedia.

    Jest mi łatwiej, gdy rozumiem istotę zjawiska? Agresja jest naturalną i konieczna fazą procesu strat, który przechodzą nasze dzieci. Mamy w domu dzieci, które zostały odrzucone emocjonalnie przez swoje biologiczne matki. Fakt odrzucenia rozpoczyna u dziecka ten proces straty. Dziecko trafiające do RZ otrzymuje od swoich nowych opiekunów bliskość, która indukuje agresję (i to jest sukces!). Zwykle jest to tzw. agresja z przeniesienia czyli agresja do matki biologicznej i losu skierowana na osobę najbliższą czyli matkę zastępczą. Z tego powodu nasze dzieci robią wszystko aby nas skrzywdzić. Poza tym te dzieci znają tylko odrzucenie jako formę kontaktu z osobami bliskimi. Bliskość sprawia im ból. Odrzucają aby nie doznać odrzucenia. Prowokują odrzucenie, bo inaczej nie potrafią funkcjonować. Czasem trudno to przetrwać ale jest to jedyna droga. Jeśli nie odrzucimy naszych dzieci, jeśli przetrwamy to dajemy im szansę na normalne życie. No ale jesteśmy tylko ludźmi... Poza tym większość dzieci trafiających do RZ nie jest zdiagnozowana pod kątem (pod żadnym kątem nie jest ale pod tym jest to szczególnie ważne) możliwości funkcjonowania w rodzinie zastępczej. W związku z tym zawsze istniej obawa, że moje dziecko do rodziny się nie nadaje, że cała moja praca, cały wysiłek i całe cierpienie zostaną zmarnowane...

Gdy rozpoczynałem swoją służbę społeczną w 1995 roku chciałem pomóc osieroconym i osamotnionym dzieciom, ująć się o prawa tych dzieci, teraz widzę, że muszę pomagać "udręczonym przez system" rodzicom zastępczym i opiekunom z rodzinnych domów dziecka, chcę się ująć również o ich prawa.

Kierowanie się zasadą dobra dziecka, troska o jego prawa jest dla mnie tak samo ważne, jak kierowanie się dobrem całej rodziny zastępczej, są to dobra nierozerwalne i od siebie bardzo zależne, a im więcej będzie zadowolonych i szczęśliwych rodziców zastępczych, tym więcej będziemy mieli kandydatów do tej funkcji.

Na koniec jeszcze dwa posty.
    Witam! Chciałam tylko napisać, że myślę o Was. Nie jestem rodzicem zastępczym, nie mam nic wspólnego z tą branżą. Czytam to forum regularnie dla poprawy humoru, żeby się przekonać, że świat nie jest taki zły, a ludzie myślą czasami o słabszych. Podziwiam Was wszystkich i szanuję. Dziękuję, że jesteście.

    Mały przygotowuje się do Komunii. Uczył się właśnie Przykazań Miłości. Gdy wyjaśniłam, że Boga należy kochać najbardziej na świecie, on spojrzał na mnie jak na kosmitkę i powiedział: - nie..., najbardziej na świecie to ja tylko ciebie kocham. Wiecie... dla takich chwil warto żyć..."








Opublikowano: 2007-05-29



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu

Zobacz więcej komentarzy