Forum dyskusyjne

Po raz pierwszy: 2 ścieżki

Autor: skonfliktowana   Data: 2025-05-15, 14:45:31               

Czytałam już kilka podobnych wpisów na tym forum, ten będzie równie przygnębiający i zapewne odpowiedzi brutalne, ale zrozumiem wszystko.

Mam 30+ lat, jestem z facetem 10 lat, bez ślubu i dzieci. On od początku choć wesoły, ambitny i względnie wierny, to dość impulsywny w podejmowaniu decyzji, czasem agresywny, nie umie oszczędzać, nie dorobiliśmy się niczego oprócz nerwicy, zwłaszcza jak otworzył firmę i ją mocno zadłużył. Wpadł w depresję, pojawił się częsty alkohol i kłótnie ze mną o to, bo jestem DDA (on z resztą też) i aż się czasem trzęsę na widok pijących mężczyzn. Moje libido leciało na łeb na szyję, oscylowało na poziomie 1/10, co tylko pogłębia problem.

Po kilku latach związku zaręczyliśmy się, ale w tym samym roku pojawiła się pracownica, która była oczywiście prostsza w obsłudze, dostępna i cwana, bo miała dzieciaka, dla którego szukała opiekuna, a on zaczął się z nią bardziej przyjaźnić. Ona, ten alkohol, długi, częste kłamstwa i awantury zmusiły mnie do rozstania 2 lata temu, ale na własne życzenie wróciłam, przekonana, że miłość pokona trudy. Jakiś czas było dobrze, ale firma nadal zadłużona i ciągnęła nas w dół... No ale powiedzmy, że się ustabilizowało. Jeździliśmy na wycieczki, przytulaliśmy się, itp.
ALE...
W tym roku poznałam w grze online przemiłego i zabawnego faceta - inteligentny emocjonalnie, podobne zainteresowania i ewidentnie zainteresowany był też mną, jednak mocno pilnował granic, bo przecież byłam zajęta (choć i to mi się w nim podobało, że ma zasady i nie chce nikomu rozbijać związku). Zgubiłam totalnie rozum z jego powodu, mimo że do zaoferowania mieliśmy tylko koleżeństwo. Libido mi się podniosło mimo że, jeśli był jakiś flirt, to niezwykle subtelny, to sama jego uwaga mnie tak nakręcała, że odżyłam nawet w tym obszarze. Całe życie wierna jak pies, nawet jak partner krzywdził mnie różnymi swoimi zachowaniami. A tu nagle jak zaczarowana, to zaczęłam dążyć do częstszego kontaktu z nowym, powiedziałam mu wszystko o starym (a trochę tego było), żeby popchnął mnie do odejścia od niego, bo choć jestem niezwykle lojalna, to czułam, że w tej relacji pomału umieram, ale on nie chciał mnie do niczego zmuszać, chciał żebym podjęła świadomą decyzję. Nie padły żadne miłosne wyznania, ani nie było spotkania, bo nigdy nie miałam tendencji do zdrad. Ale chciałam zaryzykować i odejść.

W końcu postanowiłam przyznać się partnerowi, że się zauroczyłam/zakochałam, co wydawało mi się jednoznaczne z zakończeniem związku. Ale on nalegał, abyśmy zaczęli od początku i on będzie teraz dla mnie najlepszą wersją siebie, podjął terapię i poprosił o szansę. Zerwałam kontakt z tym nowym, bo męczyliśmy się oboje, gdyż nie umiałam mu definitywnie określić, czy i kiedy opuszczam związek i zaczął myśleć, że jednak zbyt kocham partnera i nie chcę od niego odchodzić. Ale codziennie czuję, że tęsknię za nim bardzo i popełniłam błąd.
Natomiast partner naprawdę bardzo teraz się stara i nie daje mi powodu, abym wątpiła, że jego zmiana okaże się nietrwała. Obiecuje mi szczęśliwe zakończenie.

Mam ogromny mętlik w głowie, bo z jednej strony mam coś stałego i znanego, w dodatku w ulepszonej teraz wersji, w końcu dostałam tę całą uwagę, o którą upraszałam się latami.
Z drugiej strony mam tego praktycznie nieznajomego człowieka, który byłby gotowy wejść ze mną w głębszą relację, jest niezwykle emocjonalnie i światopoglądowo dopasowany do mnie, ale jeszcze go nawet fizycznie nie spotkałam i nie znam jego prawdziwych wad. Podzielcie się swoją refleksją, będę wdzięczna!

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku