Forum dyskusyjne

Problem z żona, rodziną - co dalej?

Autor: Tiesto40   Data: 2023-09-24, 00:55:26               

Cześć,
W sumie nie wiem od czego zacząć...chyba potrzebuję się wygadać. Nie wiem co zrobić. Dobra od początku. Mam 40 lat. Jestem w małżeństwie od ponad 10 lat, a parą od 14. Dwójka dzieci. Dom (kredyt), oboje pracujemy, źle się nie powodzi.
Niestety, pochodzę z rozbitej rodziny, w której karano mnie - a jakże...biciem, upokarzaniem (np. w ramach kary musiałem klęczeć przez ojcem przez 1h, który sobie słuchał radia).Ale taka niewidoczna patologia. Rodzice wykształceni. Społecznie raczej wysoko na tamte czasy. Musiałem zawsze spełniać oczekwiania - dobrze się uczyć, być grzeczny...Zawsze porównywany. Ok - nie będę się tu rozpisywać. Ale dopiero jakiś czas temu zrozumiałem jak bardzo rzutuje to na całe moje życie. To znaczy - nie potrafię rodzicom odmówić, powiedzieć prawdy jak bardzo czuję się skrzywdzony, bo wiem, że się obrażą, powiedzą, że wymyślam i oni chcieli najlepiej dla mnie. I wyjdzie, że to oni są ofiarą, bo ich nie doceniam. Nie mam ochoty.

No dobra - teraźniejszość. Przez wiele lat raczej się układało z żoną. Mamy wprawdzie różne charaktery, ale w kluczowych rzeczach się zgadzaliśmy. Ostatnio jest gorzej. To znaczy, tu wychodzi to co pisałem o rzutowaniu mojego wychowania na moje życie. Ja tłumię w sobie emocję. Nie umiem pozwolić sobie na powiedzenie tego co myślę od razu. Ale to we mnie jest. Żona wie o tym, że ja długo siedzę cicho i mam niewyobrażalne pokłady cierpliwości, ale parę razy zdarzyło mi się wybuchnąć.

Ale ma wrażenie, ze ostatnio nie widzi, że przegina. Albo mi się wydaje. Zacznę od siebie i mojej wady - tak, przesiaduję w telefonie dużo (często tweeter). Ale żeby nie było - moja żona też. Może nie tyle co ja. I to była nasza kość niezgody. Że jestem uzależniony. Nie wiem czy to uzależnienie, ale przyznałem jej rację. Przez jakiś czas udało się wprowadzić nawyki bez telefonu, potem się trochę poluzowało. Moja żona z kolei w pewnym momencie zyć Vinted. Non stop przeglądała i kupowała. W końcu zacząłem sprawdzać ile tego kupuje. Przeliczyłem, że miesięcznie z 20 paczek. Prawie codziennie paczka w dzień roboczy. Poruszyłem temat. Obwiniła mnie, że rekompensuje sobie to, że ja się nią nie interesuje. Po prostu ciuchy walały się wszędzie już. Tu muszę wspomnieć o jednej rzeczy. Moja żona chodzi na 7 do pracy i chodzi do łóźka ok 22. Ma mi za złe, że ja z nią nie idę. Tylko dla mnie to za wcześnie. Ja chodzę na 8, rano ogarniam dzieci - rozwożę do przedszkola i szkoły. Żona odbiera. Jeżeli nie jestem jakoś zmęczony, to dla mnie pójście do łózka o 22 to męczarnia, bo i tak nie zasnę. Ostatnio znowu miała o to pretensje (mam wrażenie, że podejrzewa mnie o jakiś romans wieczorami na tym tweeterze).

Jednak ostatnio zacząłem myśleć nad naszym związkiem. Wiele rzeczy -jak pisałem - przeszkadzało mi u żony, ale siedziałem cicho. Ale chyba coś pękło. Bo zacząłem się zastanawiać, czy tak się zachowuje osoba, która kocha. Tak po prostu. Już mówię o co chodzi.
Moja zona nie potrafi normlanie ze mną rozmawiać. Mówi poprzez pretensje np. córka coś mówi o szkole, ja się pytam o co chodzi, a żona "co, nie czytasz co piszą na Librusie/forum)", jak byłem u mamy swoje, nie słyszałem telefonu: czemu nie obebrałeś? bo nie słyszałem. Dlaczego nie chcesz rozmawiać ze mną przy mamie?.
Kiedy zostawię talerz na stole: "co, nie pamietasz, żeby do zmywarki włożyć". I tak cały czas. Tylko zacząłem się nad tym zastanawiać czy ze mną jest coś nie tak. Tylko dochodzę do wniosków, że moja żona też zostawia torebke na blacie w kuchni, talerz na stole. Tylko ja po prostu biorę i chowam i nic nie mówie. Ja pamiętam o opłatach, o zmianach opon w samochodach, o przeglądach, o wnioskach wszystkich, o ratach. I nic nie mówię. Kiedy słyszę w sobotę o rana: "co znowu nie wiesz...", "nie czytałeś..." to mnie strzela. Z automatu przestaję się odzywać do żony. Nie chce mi się. Kolejna rzecz - empatia: mam wrażenie, że kończy się na czubku jej nosa, ale skłamałbym - jest jeszcze jej mama (teściową lubię, jakby co). Przykład: ostatnio będąc w delegacji trafiłem na grad. I, na szczeście lekko, ale jednak poobijało mi samochód. Dosłownie po gradzie wyszedłem z auta, żeby zobaczyć i w tym momencie zadzwoniła żona. Rozmawiamy, a ja w tym czasie oglądam auto i widzę ślady - no wkurzony jestem. I słucham ją, ale mówie, że właśnie wyszedłem z auta i widzę ślady po gradobiciu to usłyszałem "no świetnie, kto teraz kupi to auto" i "dobra, widzę, że mnie nie słuchasz to na razie". Nie oddzwoniłem nawet. 9 lat temu moja żona przetarła nasze auto. Zadzwoniła z płaczem (to było świeżo po tym jak zrobiła prawo jazdy). Powiedziałem, że ma się nie martwić, że się pomaluje i nic się nie stało - chociaż to auto mieliśmy ledwo 3 miesiące. Ale to nie jedyna sytuacja. Czesto nadaje na moją mamę (ojca trochę mniej). Ok, sytuacja pomiędzy moją mamą a żoną jest słaba - nie wiem gdzie jest bardziej wina. Ale kiedyś się starłem jakoś to pogodzić, a i tak musiałem wysłuchiwać obu stron. Od jakiegoś czasu mam to w poważaniu. Trudno. Ale moją żonę czasem najdzie. I już jej mówiłem kiedyś, że mówi o mojej mamie. Wiem, ze nie jest najlepszą matką ani teściową, a nadal jest mi przykro, że mi to mówisz, bo ja nic z tym zrobić nie dam rady. No nie - żona lubi mi powypominać jaka moja matka jest dla niej.
Trzy - tworzenie problemów.
To rzecz, która od dawna jest dla mnie problem u żony. Ale to się nawarstwia i nie daje sobie z tym rady zwyczajnie.
To się objawia tym, że nie jestem w stanie zadowolić żony propozycjami. Ale jednocześnie moja żona nie ma pomysłu.

Przykład, który wkurza, ale nie jest jeszcze problematyczy. Kiedy urzadzaliśmy dom, to praktycznie ja wszystko wybierałem. Żona w ogóle nie poświęcała czasu na poszukiwania podłóg, płytek, kuchnii. Tylko jak przedstawiałem propozycje - to wszystko na "nie". A kiedy pytałem co na chce - " nie wiem, ale nie to". To jest przykład tylko, ale takie zachowanie jest nagminne.

Gorzej, jeżeli stawia mnie w sytuacji bez wyjścia. Mam pracę, która wymaga delegacji. Nie jakichś długich, ale powiedzmy średnio co dwa tygodnie na 1-2 noclegi. W tym czasie przez jeden lub dwa dni moją żona musi przejąc obowiązki i zawieźć rano dzieciaki i je odebrać. Ale za każdym razem kiedy mówię, ze muszę wyjechać słyszę "no pewnie, znów jedziesz a ja mam się martiwć" I sytuacja jest patowa. Pracuje jako PM w branży budowlanej. Praktycznie jakiej pracy bym nie znalazł, zawsze będzie się to wiązać z jakimiś delegacjami. Chyba, że zmienię branżę. Tyle, że zarabiam 2 x więcej od żony, a i tak ciągle jakoś brakuje pieniędzy.

Więc co 2 tygodnie jestem w sytcuaji: "no pewnie, a co ja mam zrobić".
Ostatnio zacząłem wzdrygać ramionami mówiąc "nie wiem, wymyśl coś".

Czasami ma ochotę na złość dać wypowiedzenie w pracy, powiedzieć żonie, ze ja sobie znajdę pracę od 7 do 15 w urzędzie za połowę tego co teraz zarabiam i będę robił obiady po pracy i nie będę mieć delegacji. Tak, o obiady też jest kłótnia. Bo - fakt - ona dużo cześciej robi niż ja, bo jest 1,5h wcześniej ode mnie w domu. Ale w sierpniu praktycznie nie robiła, bo dzieci były u teściów, i często zamawialiśmy jedzenie, albo jedliśmy gotowce do odgrzania. No nie mogła narzekać na zmęczenie obiadami.

Cztery - prezenty. To, czego bardzo nie lubiłem w swoim domu rodzinnym to to, ze na cokolwiek musiałem zasłuzyć. Nie dostawałem nic "za darmo". W domu stosuję inną zasadę. Po prostu jak mogę to kupuję bez okazji. Żonie najcześciej perfumy, bizuterię, zegarki, buty - bo lubi. I fakt - jako że jestem na B2B to mam swoje konto firmowe, z którego przelewam na nasze wspolne, ale czasem coś zostawiam, albo podatku mniej zapłacę, bo jakieś koszty wejdę. Zwykle z tych pieniedzy potem coś kupuję jej, czy dzieciakom, czasem sobie.
Moja żona dostaje pieniądze na wpolne konto od razu. Ale...nie pamietam, zeby zdarzylo się, żeby kiedyś kupiła mi coś ot tak, bez okazji. Kiedys jej to powiedziałem, to tłumaczyła, że ja mogę sobie "zachomikować" a ona nie. Ale tego nie kupuje. Ma karty kredytowe, ja generalnie nie sprawdzam konta, nie kontroluję (poza wtedy z Vinted). Na prawdę gdyby chicala mi zrobić przyjemność i niespodziankę to nie widzę problemu. Tylko, że ona nigdy o tym nie pomyślała - mam wrazenie. A nie mówie o niczym drogim. Wie, że zbieram winyle. Moje odczucie jest takie - że żona nie czuje potrzeby sprawienia mi przyjemnosći.

No i jak przy przyjemności jesteśmy - seks. A właściwie jego brak. Nie wiem o o chodzi. To znaczy, może wiem, ale...
Żona oczywiście się tłuamczyła, że seks to się w głowie kobiety od rana zaczyna. Przepraszam, ale ja średnio kupuje takie tłumaczenie. Jeżeli od rana - czyli ma na myśli: bądź miły, pomagaj mi we wszystkim (właściwie zrób za mnie), kup mi coś - to może wieczorem znajdę trochę czasu - to mnie to nie bawi. Seks ma być obopólną przyjemnością a nie nagrodą za dobre zachowanie. I żeby nie było - to nie jest tak, że moja zona robi wszystko. Robi obiady -prawda. Dzieciakami się wspolnie zajmujemy, na zmianę usypiamy, na zmianę przygotowujemy jedzenie do pracy/szkoły. Moja żona robi pranie, ja odkurzam. Ok, może w domu trochę więcej robi, ale to nie jest poziom, że ja nic, a ona wszystyko. Niestety, jak przychodzi wieczor, to ona nie może, bo wcześnie (5:40) wstaje do pracy, a w weekend nie może, bo jest padnięta po tygodniu. W sierpniu nie mielimsy prawie caly czas dzieci (w weekend były u nas, w tygoniu u tesciow). Zero seksu. Z mojej strony celowo - powiedziałem, że sprawdzę czy jak nie będę namawiał czy ona coś zaproponuje. No nie.

Ostatecznie - seks o ile jest, kończy się w łóżku o 22-23 przez 15 min robotek recznych.
Moja zona tylko przy zgaszonym świetle pod kołrą i cicho, bo dzieci. Ja nie mam żadnych bodzcow. Przestaje mnie to krecic i już nie zabiegam nawet. Ja lubie długi seks, lubie być w łózku długo (tym bardziej, że były okazje, kiedy dzieci nie ma). Moja żona - najlepiej 10 min. CHyba ona jest facetem w tym związku.
Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy seks wyszedl z inicjatywy zony. Najbardziej namietne na co ja stać to, kiedy idzie do góry pytanie "ja idę się położyć jakby co". No to wiem, ze może się uda.
A kiedy już umówimy się na seks, ze tego dnia coś tam będzie w weekend. Dzieci zasypiają o 21:30 tak mniej wiecej, to zona jeszcze przez 1,5h będzie przeglądać TikToka, zeby o 23 powiedzieć, że możemy iść do góry, byle szybko bo jest zmeczona już.

Mi rece opadają.

Ostatnio - z 3 tygodnie temu, powiedziała, to apopros mojego zachowania, że musimy pogadać i że mam się przygotować. No i skutkiem tego przygotowania jest to, że to piszę. Po prostu zacząłem analizować nie tylko swoje ale i jej zachowanie. I podsumowanie mnie przeraziło. Od 3 tygodni nie mam ochoty rozmawiać z żoną, ona oczywiście nadal - pretensje o wyjazd służowy, że znów czegoś nie wiem co w przedszkolu itp. Ja nie odpowiadam. Jest mi źle. Wieczorami, jak idzie spac, puszczają mi hamulce i zaczynam płakać. Nie mogę powstrzymać emocji. To jest silniejsze.

Nie mam pomysłu co dalej. Czeka mnie poważna rozmowa, która już wiem, skończy się tym - że o co mi chodzi, przesadzam i w ogóle to moja wina. Dlatego ją odwlekam.

Ale...do tego dochodzi jeszcze moja rodzina, która cały czas ma ode mnie jakieś oczekiwania, tu przyjeźć mi zrób, dlaczego nie dzwonisz, schudnij w końcu (podczas pandemii przybrałem:(), "matka mogłaby umrzeć i być nie zauważył". Ojciec podobnie.

A ja mam już dość zadowalania wszystkich. Czuje się źle - tak zwyczajnie źle. Wieczorami płaczę, w dzień nie mam chęci do życia.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku