Forum dyskusyjne

Sortuj:     Pokaż same tytuły wpisów w wątku
  • Problem w malzenstwie

    Autor: Raf123   Data: 2025-05-23, 18:37:46               Odpowiedz

    Dzień dobry, Jestem w związku z moją żoną od prawie 9 lat, a w małżeństwie prawie 7. Wiedliśmy szczęśliwe życie (przynajmniej tak mi się wydawało), mamy dwie super córeczki (4 i 6 lat), dobrą pracę, duże mieszkanie, wakacje 1-2 razy w roku. Mieszkamy w Warszawie z dala od rodziny i jesteśmy z dziećmi sami sobie, na co dzień nie mamy wsparcia rodziny, ponieważ mieszkają za daleko. Z tego też powodu nie mamy czasu na wspólne wyjścia sami na randkę. W trakcie małżeństwa mieliśmy 2-3 sytuacje, w których nie wsparłem żony wcale albo na tyle ile ona by oczekiwała i był to sytuacje dla niej dynamiczne i stresowe, m.in. konflikt pomiędzy moją mamą a żoną, konflikt z moją teściową, czy problem w pracy (od 2 lat pracujemy w jednej dużej firmie razem) związany z moim znajomym z działu. Rozmawialiśmy o tym na bieżąco, jednak w tychże sytuacjach nie podejmowałem żadnych stanowczych działań, co żona mi wypominała (czytałem inne fora, artykuły i nie wiem, czy to ze jestem synem alkoholika, może mieć na mnie wpływ w dorosłym życiu, że unikam sytuacji konfliktowych i stawiania im czoła). W ciągu 1,5 roku spaliśmy ze sobą 6 razy (ostatni raz w lutym br.), żona czasem się przytulała, jednak częściej ja to inicjowałem - nawet jak kładliśmy się spać to ja przytulałem, a nie żona. Poza tym żyliśmy normalnie - wyjścia na zakupy, do restauracji, do znajomych - no normalne życie bez kłótni szczęśliwej rodziny - pocałunki na przywitanie i na dobranoc. Ostatnio dowiedzieliśmy się, ze nasi bliscy znajomi biorą rozwód. Od tamtej pory tak zaczęliśmy żartować coś o tym rozwodzie, jednak jak już powiedziałem żonie, że to mnie nie bawi, to twierdzi, że ja zacząłem. Dodatkowo, przy rozmowach opowiadała mi, jakby ona się zachowała przy rozwodzie w sprawach dot. dzieci etc. i że miałbym więcej czasu dla siebie. No jakoś ten temat przycichł, natomiast rozmów o rozwodzie było takich ostatnio często (bardziej takich wstawek między słowami, niż rozmów). Ponadto, obecnie staramy się o przeniesienie kredytu, żeby spłacić go szybciej i kupić następnie działkę pod dom - żona to zainicjowała, jeszcze kilka dni temu oglądała projekty domów, bo już była taka podekscytowana. W ciągu ostatnich 2 tyg. zauważyłem dziwne zachowanie żony - odpowiadała mi zdawkowo, jak ją chciałem pocałować na przywitanie, to nastawiała policzek, ale w ogóle unikała takiej sytuacji. Zapytałem jej, czy stresuje się czyms - to wtedy wybuchła, ze poznała mnie, jak byłem innym człowiekiem, że więcej czytałem, byłem aktywny, decyzyjny, a teraz wszystko zrzuciłem na nią i polegam na tym, co ona powie. Wróciła w tej rozmowie do starych sytuacji z przeszłości, w której nie miała mojego wsparcia, stwierdziła, że jak mnie obecnie widzi, to nie czuje do mnie żadnych pozytywnych emocji, a jak ją przytulałem od pewnego czasu, to mówiła, że czuła się jakby przeciwne siły się odpychały. Stwierdziła, że nigdy nie stałem po jej stronie w sytuacjach konfliktowych u niej, a nawet, że obecnie nie przyjęłaby moich oświadczyn, gdyby to miało miejsce teraz, i że może za wcześnie wzięła ślub, bo "tak fajnie jest mieć rodzinę" a ona jest rodzinną osobą. - w ogóle nasilenie tego jej zachowania zaczęło się dzień po tym, jak wróciła z wyjścia na miasto z koleżanką z pracy - generalnie to ostatnio była na takim wyjściu pewnie z rok temu. Powiedziała, że mnie nie zdradziła i nie planuje, ale nie wie, czy nawet jak się zmienię, to ona znowu się we mnie zakocha... Wczoraj rozmawialiśmy ponownie, zrozumiałem swoje przeszłe zachowania, przyznałem jej racje i powiedziałem, że stanę na głowie, żeby było dobrze, bo nie wyobrażam sobie, żeby nie być z nią, ponieważ bardzo ją kocham i nie wyobrażam sobie życia osobno i bez dzieci w domu. Stwierdziła, ze tu chodzi o to, że nie dostała ode mnie poczucia bezpieczeństwa i opieki i że ona żyje teraz w przekonaniu, że nie umiem jej tego dać, nie że nie chcę jej tego dać tylko, że po prostu nie potrafię i że może ona musi teraz głęboki żal w sobie przepracować, ale póki co kosztuje ją to za dużo nerwów i nie wie, jak to naprawić, bo dopóki znowu nie będzie w takiej sytuacji, to się nie dowie czy w końcu ją wesprę. Powiedziała, że póki co chce mieć spokój i żebym nie wymagał od niej niczego, bo ją to kosztuje za dużo nerwów i nie chce, by jej reakcja odbijała się na dzieciach. Na koniec powiedziała, że ta cała sytuacja ją denerwuje i żebym pracował nad swoimi problemami, a ona musi sama przepracować swój. W chwili obecnej od dwóch dni śpię w salonie, a żona w sypialni. Rozmawiamy normalnie, ale póki co nie tak intensywnie, jak dotychczas. Szczerze muszę powiedzieć, że jest to dla mnie najgorszy koszmar, jaki mógłby się wydarzyć. Wydawało mi się, że tworzymy super rodzinę...



    • RE: Problem w malzenstwie Raf123

      Autor: fatum   Data: 2025-05-23, 19:30:43               Odpowiedz

      Zawsze w podobnych sytuacjach zachęcam,aby zaliczyć terapię małżeńską. Pozdrawiam. Powodzenia. Jeśli masz jakieś pytania,to jeśli będę mogła to chętnie na nie odpowiem.



      • RE: Problem w malzenstwie Raf123

        Autor: Raf123   Data: 2025-05-23, 20:04:45               Odpowiedz

        Co robić?
        Chce się zapisać sam do psychologa żeby się wygadać i dowiedzieć się od strony profesjonalisty który ma doświadczenie w takich sprawach jak postępować.

        Póki co rozmawiamy bardziej online, ostatnie dwa dni pracowałem zdalnie, a żona w biurze i czasem coś pisaliśmy i dzieciach, o jej pracy itd. Jak wróci do domu to dziś zamieniliśmy 4 zdania z krótką odpowiedzią "tak/nie). Widzę, że jest zestresowana...siedzi nie wie co ze sobą zrobić, zapytała czy mam papierosa i tyle...niby mam jej dać narazie spokój bo ja to kosztuje dużo nerwów, ale co mam nic nie robić?



        • RE: Problem w malzenstwie Raf123

          Autor: Raf123   Data: 2025-05-23, 20:06:08               Odpowiedz

          Wychodzę z mieszkania, to nie pyta dokąd , po co etc. Kiedyś znaliśmy każdy swój ruch...
          A jeszcze tydzień temu mówiła, że mnie kocha...sama z siebie



          • RE: Problem w malzenstwie Raf123

            Autor: fatum   Data: 2025-05-23, 22:54:34               Odpowiedz

            Jak mam okazję, to pytam w takich przypadkach jak Twój, czy Ty kochasz żonę?W skali od 1do 10! Czy to jest 5? Pomyśl i szczerze napisz tak bardziej dla siebie i dla żony. Może jednak 7?! Spokojnej nocy.



          • RE: Problem w malzenstwie Raf123

            Autor: fatum   Data: 2025-05-25, 11:45:31               Odpowiedz

            Ktoś Ci proponuje intercyzę,więc podam Ci jej wady. "Intercyza, czyli umowa majątkowa małżeńska, może być zarówno "dobra", jak i "zła", w zależności od indywidualnych okoliczności i celów małżonków. Przed podpisaniem warto dokładnie przeanalizować potencjalne korzyści i wady, aby zdecydować, czy jest to odpowiednie rozwiązanie dla konkretnego małżeństwa." Interesuję się tematem: Intercyza i dlatego zalecam Ci spokój,rozwagę i logiczne myślenie w tym temacie. Miłego dzionka.-:)



    • RE: Problem w malzenstwie

      Autor: Lustereczkopowiedz   Data: 2025-05-23, 19:48:27               Odpowiedz

      Przeżywacie kryzys, ale dopóki nie ma osoby trzeciej, macie szansę.
      Żona wydaje się bardzo zdeterminowana. Ale Ty z kolei wydajesz się facetem otwartym, refleksyjnym.To daje według mnie Wam nadzieję na pokonanie kryzysu.
      Rozmawiajcie.Nie zamykajcie się w swoich żalach.



    • RE: Problem w malzenstwie

      Autor: Bastia12   Data: 2025-05-23, 20:22:24               Odpowiedz

      Rodzicow sie opuszcza i zona jest najwazniejsza. Taki jest zdrowy kolej rzeczy :) Ty trzymales strone mamy. Brak oparcia i brak zaufania sprawia, ze kobieta rezygnuje. Bo ilez to mozna samemu "walczyc"? Napewno nie raz sygnalizowala Tobie.
      A wiec terapia, bo nie wiem czy jest szansa bez terapii.



    • RE: Problem w malzenstwie

      Autor: DieselSiostra   Data: 2025-05-25, 08:21:26               Odpowiedz

      Trudno rozmawiać, jeśli jedno z partnerów przybiera postawę konfrontacyjną i skoncentrowaną na wywołaniu u drugiego poczucia winy. U autora też nie widzę refleksji, a jedynie branie na siebie spychanej nań odpowiedzialności za problemy w relacjach. Dlatego też terapia par w takim układzie to strata czasu i pieniędzy. Nie znamy sedna problemu, a jedynie jednostronną relację. I to też przez pryzmat wpasowania się w oczekiwania rozmówców na forum: "ja się staram" "może jestem DDA". Z sedno problemu może być różne albo być splotem różnych okoliczności: wypalenie w związku, zbyt dużo wspólnych spraw (wspólna praca to kontrolowanie się wzajemnie), zauroczenie kimś trzecim (niekoniecznie tylko ze strony żony), wreszcie przytłoczenie obowiązkami związanymi z domem, dziećmi, frustracja brakiem zbliżeń.

      Ja bym na miejscu autora zaczęła od poszukania sobie pomysłu na zmianę pracy, i to w bliższej, a nie abstrakcyjnej perspektywie. Tu się stanowczo musicie od siebie "odkleić". W następnej kolejności - doraźna opieka do dzieci, z opisu wnioskuję, że budżet rodzinny to spokojnie udźwignie. Plus terapia dla samego siebie, jeśli sam czujesz taką potrzebę albo masz przekonanie, że warto spróbować. Nie zaś, jeśli jedynie czujesz, że otoczenie tego od Ciebie wymaga. No i żadnych nowych inwestycji i kredytów, dopóki w domu panuje atmosfera chłodu i dziwnego fantazjowania o rozwodzie. Ja bym w ramach tego fantazjowania pomyślała jeszcze o intercyzie i umowie majątkowej. Bo z wpisów Twoich wynika, że materialny aspekt życia jest dla Was ważny - to będzie więc zawsze punkt zapalny w konfliktach.