Forum dyskusyjne

RE: Co to za związek?

Autor: mimbla1   Data: 2022-12-01, 16:24:27               

Wracając w okolice tematu wątku :)
@mrrru

ad. 1 mea culpa, umknęło mi słowo "czasami", co zmienia całość. Miało być "czasami słuszne i właściwe" jest "pod górkę". Nie zawsze i programowo tylko czasami czyli rzecz jest skomplikowana i wymagałaby gustownego elaboratu, to może jakoś tam rozszerzę ale w innej formie niż elaborat tu i teraz.

ad.2
sensowność działania rzecz jasna jest oceniana przez drugą stronę. Czyli "moim zdaniem to działanie jest kretyńskie". Poddanie ocenie nie oznacza decydowania za kogoś. Jest natomiast punktem wyjścia do decyzji własnej pt. wspieram, zachowuję neutralność bądź staję w poprzek. W ramach "uczciwości małżeńskiej" ocenę należy przekazać drugiej stronie zachowując otwartość na tej drugiej strony argumentację oraz gotowość do zmiany zdania.

ad. 3
sorki, ale "a może tak" miało by zastosowanie gdyby opisany mąż zwyczajowo część wieczorów poświęcał na rozmawianie sms-ami z osobami nieznanymi żonie na tematy żony nie dotyczące i powiązane z jego sprawami zawodowymi. Wtedy faktycznie warto zapytać, czemuż to akurat ta pani żonie przeszkadza, a całe tłumy innych osób (w tym pań) przez lata nie przeszkadzały. Innymi słowy - tu przekombinowałeś :)

ad. 4
a pokaż mi związek długo trwający, w którym żadna z osób nigdy świadomie ani nieświadomie nie sprawiła drugiej żadnego najmniejszego dyskomfortu w imię własnego komfortu :) wchodząc w związek racjonalnie należy założyć, że jak się bardzo zbliża dwoje dorosłych i już jakoś ukształtowanych ludzi to tego rodzaju dyskomforty są nieuniknione. Kwestia nie czy tylko jaka skala, jakie obszary i co z tym oboje zrobią.
Powiedziałabym, że to o pozytywach mnożonych i problemach dzielonych jest ok, można powiedzieć, że taki stan utrzymuje związek i pozwala mu trwać. Tak jest na początku i sztuką jest utrzymanie bilansu dodatniego. Co samo się nie wykona , stan z początku ma paskudną skłonność do ewoluowania w niepożądanym kierunku.

ad. 5
Związek to bliskość, a stopień pożądanej oraz możliwej do zaakceptowania bliskości bywa różny u różnych ludzi.
Weź dowolnego człeka w związku i zapytaj, co to są dla niego sprawy natury osobistej w związku. Uzyskasz bardzo różne odpowiedzi. Zależy kogo zapytasz. Poza tym inną odpowiedź da zapytany tak "z marszu", nieco inną po namyśle. Oraz - ileś tam rzeczy wymieni, a ileś pominie całkiem nieświadomie. Co wcale nie oznacza, że te pominięte nie istnieją czy są nieistotne.

W opisanej w tym wątku sytuacji to żona nie żądała od męża zaprzestania rozmów z koleżanką tylko udzieliła mu informacji, że te rozmowy jej sprawiają przykrość. Różnica jest bardzo zasadnicza. Poinformowała męża o SWOIM stanie emocjonalnym czyli super prawidłowo od strony komunikacji. Reakcja męża na informację zaś miała charakter agresywno- ucieczkowy. Z czego wniosek - coś jest na rzeczy.
Też sobie nie wyobrażam dyktowania komuś, z kim może rozmawiać przez telefon.

Oczywiście że dobrowolna niewola to oksymoron, bardzo ładna figura retoryczna w wykonaniu Anieli :) choć jakby w historii niewolnictwa pogrzebać to mogło by się okazać, że nie do końca oksymoron.

Co do informowania zainteresowanych w kwestii "co oznacza miłość w katolickiej przysiędze małżeńskiej" wybacz, ale nie jest to informacja utajniona, akurat w katolicyzmie małżeństwo to sakrament czyli rangę ma bardzo wysoką. Jeśli się uchowa katolik, co "nie przerobił" w toku katechezy znaczenia słów w małżeńskiej przysiędze to raczej dlatego, że lekce sobie waży wiedzę o własnej wierze i religii niż dlatego, że "nikt mu nie powiedział". Jako osoba dorosła jeśli zamierza być szafarzem sakramentu i podchodzi do sprawy poważnie to zaiste sam się może dowiedzieć, jeśli jakimś sposobem nie wie, bo "był chory jak to przerabiali".


Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku