Forum dyskusyjne

Sortuj:     Pokaż same tytuły wpisów w wątku
  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: Adrianna   Data: 2022-07-15, 12:45:17               Odpowiedz

    @wojtek90 jestem tego zdania,co wloka.To jest uzaleznienie-jakby nie wyszło od alkoholu,to by wyszło od zakupów,jak nie od zakupow,to od cwiczen na siłowni....a ty akurat od terapii.Bo..? masz pewnie gen,trefny,i tyle...Nie da sie przezyc zycia nieustannie analizujac to,tamto,siamto..zmarnujesz swa swieżość,stale bedziesz albo gnił w analizie-albo gnał za ludzmi,bo gdy oni cos robili,to ty analizowałes...i nie nadazysz za nimi, i bedziesz gnał..WLOKA ma racje,
    daj se spokój z trawieniem,co,kto z kim, po co, na co, dlaczego...zyj tak,jak umiesz,nie oczekuj od kobiet,ze beda centrum rehabilitacji mentalnej dla ciebie,one tez chca zdrowo zyc...

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: Calmi   Data: 2022-07-13, 21:44:48               Odpowiedz

    Wojtek

    "Kręciło mnie to, tak jak zaczęło mnie kręcić bycie w centrum zainteresowania lekarzy, jak ktoś mnie "badał", jak fizjoterapeci dotykali, rozmawiali, jak był ktoś, ktokolwiek, boję się że zostanę sam...kurde, właśnie się sam analizuje"

    I tak Ci już zostanie do końca życia ;)))

    Tak mi się skojarzyło, że Twoja matka mogła mieć lekki zespół Munchausena ...stąd u Ciebie może być domniemana hipochondria (???)

    A po zakończonej 5-letniej terapii, wcale mnie nie dziwi ,że czegoś Ci brakuje .To moim zdaniem zupełnie normalne ;)))

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wojtek90   Data: 2022-07-10, 11:08:19               Odpowiedz

    Na początku był to lęk przed nawiązaniem kontaktu z kobietami, a jak mi coś nie wyszło gdy próbowałem to wieczne obwinianie się, aż się znienawidziłem, czułem się fatalnie. Z tym sobie poradziłem na terapii właśnie, od tamtej pory wiem, że druga strona też ma uczucia, potrzeby, wątpliwości, już się tak nie boję. Potem jak to na terapii wychodziły inne rzeczy, lęk przed czerwienieniem się podczas rozmów, przed publicznym wygłaszaniem czegoś, czytaniem na głos, kołatanie serca gdy usłyszę swoje imię nawet. Z tym też lepiej, chociaż gdy widzę wzrok innych skupionych na mnie podczas jakiegoś zebrania to mam puls przynajmniej 120. A w gronie przyjaciół chill. Zacząłem się interesować, doświadczać, czasem wystawiać się na próbę i patrzeć jak zareaguję w danej sytuacji, opowiadać o tym na sesji. Kręciło mnie to, tak jak zaczęło mnie kręcić bycie w centrum zainteresowania lekarzy, jak ktoś mnie "badał", jak fizjoterapeci dotykali, rozmawiali, jak był ktoś, ktokolwiek, boję się że zostanę sam...kurde, właśnie się sam analizuje.

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wloka   Data: 2022-07-10, 10:45:45               Odpowiedz

    A z czego konkretnie ty się terapeutyzowałeś? Może traktowałeś terapię jako formę samorozwoju?

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wloka   Data: 2022-07-10, 10:44:43               Odpowiedz

    aha...no to chyba po prostu powinieneś się udać na terapię i może za kolejne 5 lat problem zniknie.

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wojtek90   Data: 2022-07-10, 10:33:15               Odpowiedz

    O widzisz i to już jest jakieś konstruktywne podejście. Dzięki. Na samej terapii nawet często słyszałem podobne słowa do Twoich, tylko rzecz jasna nie wprost, innymi słowami.
    Faktycznie trochę brakuje mi terapii, może rzeczywiście wynajduję cokolwiek żeby stworzyć sobie jej namiastkę i poużalać się nad sobą, co wychodzi mi z łatwością, a jak tego nie robię to okazuję się, że mam wszystko czego mi potrzeba. Ciężko jest uwierzyć, że dam sobie radę sam, nawet jak się ma na to wiele dowodów z własnego doświadczenia. Tak było zawsze, długo, długo przed terapią, tylko ciężej.

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wloka   Data: 2022-07-10, 10:14:54               Odpowiedz

    Chłopie. Czy ty czytasz sam siebie? Piszesz, że pracujesz nad tym, żeby nie być traktowanym jak dziecko specjalnej troski i chcesz żeby mama rozumiała twoje uczucia itd...a jednocześnie szukasz sposobu żeby byc potraktowanym jak dziecko specjalnej troski.

    Piszesz jak semi-kaleka i nie widzisz w tym nic złego. Czyli tutaj chcesz stworzyć atmosferę jak na terapii, na której byłeś 5 lat? I chcesz coś przegadać? Bo jakbyś był na terapii to byś się podpierał terapią? A bez tego co by się stało? Musiał byś iść przez życie sam i sam sobie radzić.

    Czy ty nie widzisz że problemem nie jest relacja z mamą, bo już przecież nie tylko mieszkasz na swoim, ale jesteś w stanie jej np: zabrać klucze itd...tylko twoim problemem jest terapia i relacja z procesem terapeutycznym. Piszesz jak osoba która jest zależna od procesu terapeutycznego. Nie widzisz tutaj problemu?

    Szukasz środowiska żeby stworzyć namiastkę atmosfery terapii. Czyli tego potrzebujesz. Nie jest to problem? Sam sobie przecież radzisz świetnie, więc po co ci ta atmosfera?

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wojtek90   Data: 2022-07-10, 09:42:37               Odpowiedz

    Czytałem Twój post. Jeśli komuś terapia nie pomogła, to przykro mi, ale nie każdy ma takie samo odczucie zmarnowanego czasu i nerwów. Gdyby nie była dla nikogo pomocna i działała tylko tak jak w Twoim przypadku to raczej by już nie istniała.
    Mój post miał być dla mnie chwilowym wsparciem po lekkim kryzysie w nowej pracy, którą zmieniłem po 10 latach. Taką odskocznią, gdzie mogę porozmawiać jak na terapii właśnie, tylko tutaj nie indywidualnej, a grupowej. Moja wcześniejsza odskocznia zakończyła się planowo niefortunnie tuż przed zmianą pracy, o czym nie miałem okazji przedyskutować, tylko o tym, że szukam i nie tak łatwo znaleźć. 5 dni po ostatniej sesji miałem już nową umowę, chociaż wcześniej przechodziły mi już przez myśl wizje, że się nie nadaję, że zostanę bezdomny, do pracy fizycznej nie dam rady...

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wojtek90   Data: 2022-07-10, 09:16:35               Odpowiedz

    Dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi wloka.

    "Jestem zaburzony/mam problem-->on wynika z mojej przeszłości
    -->muszę sobie uświadomić jego źródło i wtedy problem zniknie
    -->zaczynam analizować i przeglądać swoją duszę/przeszłość jak oko Saurona przeglądało sródziemie"

    Taki proces jest teraz, a na terapię poszedłem, bo bez niej i bez umiejętności spojrzenia na swoje problemy, emocje inaczej niż tylko myśląc, że jestem jakiś chory i to wszystko moja wina było gorzej. Po terapii jest lepiej, łatwiej, nie popadam w skrajne stany, ale wydaje mi się, że jeszcze nie do końca wszystko przepracowałem

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wloka   Data: 2022-07-10, 08:25:33               Odpowiedz

    chłopie..masz wyprany mózg! Masz wyprany mózg psychoanalitycznymi głupotami i nie potrafisz z tego wyjść. Opisujesz że mama ci weszła do mieszkania i posprzątała i spodziewasz się czego? Że na bazie takich info cokolwiek wartościowego się od nas dowiesz? Dowiesz się jak postępować? Gdzie jest problem? Że się wyleczysz z czegoś? Albo że mówienie o emocjach ma moc rozwiązania problemów? To są brednie. Nauczyłeś się rzeczy, które są nieadaptacyjne wierząc że jest odwrotnie. Tak ja to widzę.

    Ja pisałem tutaj kilka wątków, które już spadły w otchłań i nawet nie chce mi się już tam zaglądać, bo ludzi to generalnie nie obchodzi i mają to w dupie. Chcesz to sobie pobieżnie przejrzyj. Psychoanaliza wprowadza ludzi w pewien nieadaptacyjny i potencjalnie wzmacniający lęki stan.
    ty jesteś właśnie w trybie "oka Saurona" i ciągle pracujesz przeczesując: przeszłość, relacje, własne emocje licząc na to, że gdzieś na końcu tego procesu będzie spełnienie? będziesz nowy ty?

    Jesteś jak chomik w kołowrotku. Ruszasz nogami, nigdzie nie biegniesz.

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wloka   Data: 2022-07-10, 08:16:42               Odpowiedz

    Jeszcze co do wynalazcy. Ja mam/miałem dokładnie to samo. To jest proces intelektualny który u mnie polegał na tym samym i jest to absolutnie typowe dla osób poddanych terapiom psychoanalitycznym.

    Jestem zaburzony/mam problem-->on wynika z mojej przeszłości
    -->muszę sobie uświadomić jego źródło i wtedy problem zniknie
    -->zaczynam analizować i przeglądać swoją duszę/przeszłość jak oko Saurona przeglądało sródziemie

    Zafiksowałeś swój umysł na takim procesie. Jak to nawet lubisz to jaki problem? To powinno być fajnie.

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wloka   Data: 2022-07-10, 08:12:06               Odpowiedz

    byłeś 5 lat na terapii i pytasz na forum o takie rzeczy? A nie przyszło ci do głowy, że terapia i jej sama istota tak na ciebie zadziałała? Przecież polega to właśnie na wynajdowaniu problemów: relacyjnych, rodzinnych, emocjonalnych itd...tam gdzie ich wcześniej często nie widzieliśmy. Tak jak napisałeś. Traumą może być wszystko. Uwierzyłeś w to, że jak masz problem to musisz dojść do jego " źródła" i wtedy się go pozbędziesz i tak zrobiłeś.

    No ja po jakimś czasie swojej terapii miałem i mam nadal podobnie. Ja to nazywałem "nerwicowaniem się". Pamiętam, że zaczęło się od cyklicznego mierzenie ciśnienia i faktu, że wychodziło mi 110/70 czyli zbyt niskie co napawało mnie lękiem i napięciem bo korelowało z odczuciem niższego poziomu energii. Wszędzie widziałem patologię, wszędzie widziałem psychologiczne zagrożenie, wszędzie widziałem krzywdę itd..

    Jeśli chodzi o pytanie to ja nie widzię tutaj nic . Jesteś zwykłym niedoskonałym człowiekiem, ze swoimi lękami, kompleksami jak wszyscy inni na tej planecie, z wypranym mózgiem. Nauczyłeś się patrzeć właśnie w taki sposób na świat i siebie.

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wojtek90   Data: 2022-07-09, 18:17:01               Odpowiedz

    Dzięki za odpowiedź
    Zrozumiałem i wybaczyłem, ale chciałem, żeby i moja mama zrozumiała co czuję, żeby takie podejście zakończyć.
    Do wzięcia za swoje życie odpowiedzialności też mam mieszane uczucia, z jednej strony pragnę i wkurza mnie gdy ktoś ingeruje w nie w ten sposób, a z drugiej mam gdzieś zakorzenioną myśl "synku no gdzie, tata Ci pomoże" czyli takie owaluowane "nie dasz rady", "przecież Tobą trzeba się opiekować" , "a co jeśli zaraz zachorujesz".
    Mój brat był i jest traktowany totalnie inaczej. Gdy on przyszedł zmęczony ze szkoły to moja mama od razu podejrzewała, że ćpał, jak ja wróciłem pijany jak jeszcze razem mieszkaliśmy to ścieliła mi łóżko. Ostatnio nawet gdy załadowałem jakimiś rzeczami plecak u rodziców jak wracałem z wizyty od nich, to mama powiedziała, że tata pomoże mi go znieść, wtedy tylko wystarczyło szybkie porozumiewawcze spojrzenie między mną i ojcem i powiedziała tylko "ok, ok, już"

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: Adamos325   Data: 2022-07-09, 17:36:29               Odpowiedz

    Przeczytałem. Rzeczywiście, mama traktuje Cię trochę jak dziecko specjalnej troski, przez tyle lat, może weszło to jej w krew, w automatyzm - z racji ojca wcześniejszych problemów alkoholowych i Twojego zdrowia. Matki często tak mają - co wynika z ich opiekuńczości i nie zauważają że dzieci, syn już dorósł i chce być samodzielny, sam decydować o swoim życiu..., że chcą pomóc w dobrej wierze, powinny po prostu o to zapytać - nie, one same lepiej wiedzą :) Ty też musisz być trochę bardziej wyrozumiały w takich sytuacjach, choć oczywiście zdecydowanie wyrażać swoje zdanie i swój sprzeciw, nawet walnąć tą szczotą - byle nie za często ;) Matka też jest tylko człowiekiem... - nie wszystko jest w stanie ogarnąć, robi to co dyktują jej uczucia, troskliwość, macierzyństwo. Ja ze swoją też tak miałem - i musiałem nie raz głośno protestować, wyrażać swoje zdanie, że jestem już dorosłym człowiekiem, nie, ona lepiej wiedziała ;) Teraz już tak nie robi, coraz mniej, choć jeszcze się zdarza ;) - ale to dlatego że nie ma już siły..., bardziej koncentruje się na sobie, swoich dolegliwościach - a mi czasami trochę zaczyna brakować jej opiekuńczości... ;) No, ale z drugiej strony, każdy w jakimś momencie, powinien wziąć całkowitą odpowiedzialność za swoje życie, za swoje zwycięstwa i porażki. I dzięki temu też trochę tego się uczę - gdzie wygram, tam zysk, gdzie przegram, tam strata. A życie nie jest prostoliniowe - składa się z zysków i strat. A też przez to że się uczymy, coraz mniej tych strat jest ;)
    Trzymaj się!
    Ps. W moim pokoju też mama zawsze lepiej wiedziała gdzie co ma stać, jak być ustawione - też już niczego nie rusza..., czas zmienia człowieka nawet najbardziej opiekuńczego czy najbardziej wrogiego - trzeba tylko sporo cierpliwości... ;) A czasami też inne okoliczności zmieniają człowieka, trudności - jak nas :)

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wojtek90   Data: 2022-07-09, 16:24:08               Odpowiedz

    dycja wątku raczej nie wchodzi w grę a chciałem dodać coś co dotyczy chyba najsilniejszych emocji, które poza stanami lękowymi (teraz związanymi z nową pracą) odzywają się we mnie do tej pory.
    Od 3 lat mieszkam sam w nowym mieszkaniu wcześniej przez kilka lat wynajmowałem ze znajomymi mieszkanie. Tam moja mama klucza nie miała. Tutaj zaufałem rodzicom i w razie czego dałem im klucz. Do ostatniej akcji jaką odwaliła moja mama. Po powrocie z mojej podróży okazało się, że była w mieszkaniu, nie informując mnie o tym i swojemu 31 letniemu synowi wysprzątała całe mieszkanie zaglądając pewnie wszędzie gdzie się dało i piorąc moje brudy. Mieszkanie i tak było utrzymane w porządku, ale ona chciała dobrze
    ... No i tak mnie tym zdenerwowała, że nie odzywaliśmy się do siebie długo no i oczywiście zabrałem klucz dając go przyjaciółce, która mieszka z mężem niedaleko. W razie czego. Opowiedziałem wtedy mamie jakie emocje są we mnie na przykładzie sytuacji, w której pewnego razu gdy montowałem półkę na książki zapytałem ją czy tata ma jakiś tam klucz, bo nie odbierał akurat a mama do mnie " synku, no gdzie Ty będziesz skakał z tymi swoimi nogami i montował półkę, tata wróci z pracy to Ci pomoże". Tak się wtedy we mnie zagotowało, że wziąłem szczotkę, która była pod ręką i roztrzaskałem ją o ścianę. Gdy jej wtedy o tym opowiedziałem, po tym jak skradła mi się do mieszkania pod moją nieobecność wreszcie chyba zrozumiała jak mnie tym dotknęła. No i właśnie "gdzie Ty synu.... przecież nie dasz rady" Nosz ku** mać. Aaaaa !

  • RE: Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: TresDiscret   Data: 2022-07-09, 16:18:47               Odpowiedz

    Jestem kiepska w kontaktach forumowych, ale uważam, że ten wątek nie powinien zostawać zbyt długo niezauważony, więc się wpisuję, żeby dać znać, że przeczytałam. Przeczytałam i pozostaję pod pozytywnym wrażeniem.
    :)

  • Co jest ze mną nie tak ? Jestem wynalazcą

    Autor: wojtek90   Data: 2022-07-09, 15:39:22               Odpowiedz

    Hej,
    nie wiem czy będzie chciało się komuś czytać, ale potrzebuję chociaż to napisać, wyrzucić z siebie.
    W 2016 roku po byciu odrzuconym przez dziewczynę w której od wielu lat się kochałem, nie mogłem sobie poradzić sam ze sobą, z tym jak się zachowywałem próbując ratować się od friendzona, czułem się okropnie, nie mogłem jeść, ostatecznie trafiłem do psychiatry i na psychoterapię, do tej samej osoby. Szybko wyszedłem z głębokiego doła, leki brałem tylko 4 miesiące, szybko je odstawiłem, ale terapię kontynuowałem przez kolejnych 5 lat. Zakończyłem 3 miesiące temu.
    Bardzo się zainteresowałem wgryzaniem się w swoje emocje, nawet grzebaniem w przeszłości, bo jak wiadomo kierunek rozmów w terapii zmienił się szybko, opowiadałem o wszystkim, chociaż czasem trzeba było poczekać aż się odważę. Ostatecznie tak się zainteresowałem psychoterapią, że przeczytałem dziesiątki książek o tej tematyce i na prawdę lubię rozmawiać z ludźmi, a oni doceniają moje uwagi, nigdy nie wtrącam się nieproszony.

    Nikt nie miał lekko, ja też. W domu nigdy nikt nie podniósł na mnie ręki, nie znęcał się psychicznie, ale traumy można mieć po wszystkim. Będąc 1-2 letnim dzieckiem, po zachorowaniu na wzwb (w szpitalu) spędziłem tam wiele miesięcy jako mały berbeć wypatrujący rodziców, którzy przyjdą w odwiedziny (to z opowieści rodziców, sam nie mogę tego pamiętać). Od tamtej pory, kiedy miałem mniej niż 2 lata spędziłem niezliczone ilości razy w szpitalach na licznych badaniach, czasem bardzo wstydliwych, gdzie nie mogłem zaprotestować gdy ktoś kazał mi rozebrać się do rosołu, kontrolach, pobieraniach krwi itp.
    Było to dla mnie o tyle dziwne, że jako mały chłopiec czas poza szkołą spędziłem głównie na boisku, byłem aktywny, uśmiechnięty, nie narzekałem na zdrowie bardziej od rówieśników, a mimo to moje myśli były zaprzątnięte często martwieniem się o kolejne "kontrolne" wizyty u lekarzy.
    W mojej głowie, pewnie podświadomie musiało kiełkować pytanie "co jest ze mną nie tak?" Wykiełkowało i nawet po latach terapii, w której przynajmniej sobie to uświadomiłem nie mogę się tego całkowicie pozbyć, korzenie chyba wrosły zbyt głęboko.

    Do tego wszystkiego mój ojciec, jedyny wtedy żywiciel rodziny nie stronił od alkoholu, zdarzało się, że wracał pijany z pracy kilka dni z rzędu. Razem z mamą wypatrywaliśmy z okna czy idzie cały i zdrowy. Mój starszy o dwa lata brat wydawał się być uodporniony na to lub po prostu skrywał żal i złość. Płacz mamy, pisanie listów z obietnicami przez ojca, próby wyprowadzki mamy, kłótnie, znowu płacz, martwienie się o to jaka będzie atmosfera jak wrócę ze szkoły do domu. Moje błagania żeby nie pił, żeby się pogodzili... poczułem teraz żal pisząc to i mam łzy w oczach, bo nie chciałbym narazić swojego dziecka na taki stres. Kilka razy się zaszywał, przez ten czas nawet nie tknął alkoholu, sięgał po niego po upływie roku z lepszym lub gorszym skutkiem, aż w końcu zmienił pracę, otoczenie i pije do tej pory tylko okazjonalnie.

    Dygresja odnośnie szkoły i "małego" lęku. W szkole radziłem sobie dobrze, miałem dobre oceny i wszyscy mnie lubili, ale pewnego razu nagle (po występie publicznym, gdzie czytałem na głos w kościele udając reportera rozmawiającego z papieżem, którego udawała koleżanka) zacząłem mieć paniczny lęk przed czytaniem na głos, które wcześniej zawsze sprawiało mi przyjemność, zacząłem się bać czegoś co zawsze uwielbiałem, a moim skrytym marzeniem/ wizją do tej pory było/jest zostanie lektorem filmowym. Raz nie mogąc spać i bojąc się następnego dnia, gdzie wiedziałem, że będę musiał coś czytać i już się nie wymigam musiałem wyznać to rodzicom, których bałem się obarczać zawsze jakimkolwiek swoim problemem. Mój lęk nie zniknął, dłuższe wypowiedzi, opowiadanie dłuższego kawału przed kilkoma nawet osobami w zależności od sytuacji potrafi przyprawić mnie o palpitacje i strzelam od razu buraka. Jeśli jednak nie jest to żadne "wywołanie do odpowiedzi" a raczej luźna rozmowa, w której nic nie wygłaszam, nie czytam to nie mam z tym żadnych problemów, a nawet lubię takie dyskusje w grupie.

    Pamiętam, że oliwy do ognia dolewała moja mama, która gdy rozmawiała z kimkolwiek, z rodziną, znajomymi, sąsiadami opowiadała o mnie często płacząc, przedstawiając mnie jako schorowane dziecko wymagające opieki.
    Moje błagania, dosłownie błagania, żeby nikomu nie opowiadała takich rzeczy nic nie pomagały, ona się tym karmiła, był temat do rozmów. Te wizyty odbywały się do dorosłości, po ostatniej wizycie przed 18stką poczułem wielką ulgę, bo przynajmniej nie będę musiał chodzić do lekarzy....tak pomyślałem, ale...
    Ale ja kurde polubiłem lekarzy, polubiłem, co wydaję się absurdalne nawet pobieranie krwi.
    Stałem się hipochondrykiem. Grając dużo w piłkę na niestety często betonowych boiskach w latach 90' i później zniszczyłem sobie więzadła w kolanie i miałem już 5 operacji. Po każdej szybko wracałem do sprawności, nie grałem w piłkę, ale normalnie chodziłem, mimo ponownych zerwań. W czasie trwania terapii miałem piątą i ostatnią operacje. Po 3 tygodniach od niej niestety zaczęły się moje problemy z poruszaniem się. Zaczęły mi puchnąć stopy, bolały kolana, które wcześniej nie bolały, po prostu nie miałem więzadła w jednym z nich, z czym da się żyć, dlatego żałuję tych operacji. Po pewnym czasie bolało mnie całe ciało, stany zapalne, pobyt w szpitalu na reumatologii, w którym wyszło, że jestem zdrowy. Leki przeciwbólowe i przeciwzapalne łykałem jak tictac'i. Z przerwami na czasem lepsze okresy, w których chodziłem bez kul, nawet leków, z lekkim tylko bólem. Staram się być aktywny, chodzę na siłownię, rehabilituję się. Wykonałem wiele badań, byłem u setek fizjoterapeutów... historia lubi się powtarzać, nie mogę uciec od białego fartucha.

    Trzy miesiące temu,- akurat zbiegło się to z zakończeniem terapii- zmieniłem pracę, nie zależało to ode mnie, poprzednia firma się zwinęła. Praca biurowa, branża IT, znalazłem lepszą pracę, lepsze pieniądze, umowa itd, nawet ludzie wspaniali. Niestety brak szkoleń, bałagan w plikach, zero procedur, mimo że firma olbrzymia, sprawił że nie mogę się tam jakoś odnaleźć, albo tak mi się wydaje, bo jakakolwiek uwaga czy sugestia w moim kierunku, że czegoś nie ogarniam sprawia, że nie myślę o niczym innym, tylko że nie umiem, że się nie nadaję. Pomyślałem nawet, żeby wrócić gdzieś na terapię, do kogo innego.
    Zawsze przejmowałem się byle pierdołą, która nie dawała mi spokoju, szukając pomocy w lekach, suplementach, bojąc się, że zwariuje.
    Mam na szczęście z kim porozmawiać, przyjaciół, z którymi często podróżuje, tyle że zawsze znajdzie się coś co nawet na wyjeździe będzie zaprzątało mi głowę, a swoimi problemami nie chce ich zajmować, mimo, że o ich problemach chętnie mi się rozmawia. Mój przyjaciel powiedział kiedyś słowa, które utkwiły mi w głowie, że "jestem wynalazcą" bo wynajduję sobie problemy. Zawsze jest coś co w moim umyśle rośnie do rangi głównego, jedynego i najważniejszego problemu. Nigdy nie usłyszałem od rodziców w dzieciństwie, że są ze mnie dumni, nie interesowali się tym co lubię robić, kochałem ich, ale czuję, że miłość mojej mamy do mnie kręciła się wokół tego, że jestem dzieckiem specjalnej troski, wokół litości, współczucia :(. Ojciec po prostu był, też go kocham, ale był bardzo oschłą emocjonalnie osobą (teraz jest trochę lepiej), a jego znamienne słowa podczas trwającego nawet małego konfliktu - "nie dolewaj oliwy do ognia" dźwięczą mi do tej pory, taka prośba żeby nie rozmawiać o problemach.
    Trudno mi nawiązać stałą relacje, a jak jakaś się pojawi, to dokonuję autosabotażu.
    Pamiętam jak będąc dwa lata temu za granicą na wyjeździe dowiedziałem się, że rozmawiałem długo z dziewczyną, której się spodobałem, ale mimo, że nie wypiłem dużo to jest to jedyna rzecz jakiej w ogóle nie pamiętałem. Potem napisałem do tej dziewczyny i rzeczywiście zdziwiła się, że mogę nic nie pamiętać, bo dobrze nam się rozmawiało. Pragnienie relacji i strach przed nią wyrosło na typowym ambiwalentnym podejściu do większości rzeczy, nawet do pasji, zainteresowań, zaangażowania w pracę.

    Nie proszę o analizę, chciałem się po prostu podzielić, może ktoś miał podobne przejścia.
    Tak bardzo chciałbym odkryć i zachować w sobie siłę, zachować, bo za każdym razem gdy ją poczuje to wyślizguje się pozostawiając mnie z myślą bezradności wobec wszystkiego. Chciałbym częściej cieszyć się życiem, a nie wiecznie czymś martwić.
    Wkleję tu wiersz, który rok temu napisałem pod wpływem przemyśleń.

    Psychosoma

    Jak wszystko- z potrzeby wynika.
    Taka natura ludzka, czasem trochę dzika.
    Każdy więc chce być widziany,
    Jakkolwiek- odziany czy nieodziany.
    Byle ktoś ujrzał, dostrzegł, docenił
    Albo chociaż spojrzał, nawet z końca sieni.
    Dotknął- uśmiechem, gestem, pytaniem,
    Nie tylko ubrał i podał śniadanie.
    Uśmiechem, ale nie tym litosnym,
    Tym dumnym, o niegom zazdrosny!

    A teraz, ten zbłąkany,
    Drogi szukając, jak być widzianym,
    Szuka w ścieżkach już wydeptanych.
    Tam gdzie uwagi więcej miał kiedyś,
    W litości, bólu, tam bliżej miał wtedy
    Zauważenia, że jest się, zwyczajnie.
    Bo nie być najgorzej, z bólem już fajniej.



    Udanej soboty, warto rozmawiać:)