Forum dyskusyjne

RE: Czy ja przesadzam?

Autor: verona1986   Data: 2022-06-19, 10:22:46               

Mimbla ...

Dlaczego mam nie mieć z nim dziecka?
Bo będzie miało urazowe dzieciństwo? A kto takiego nie ma?
W każdym dzieciństwie można znaleźć coś co tłumaczy problemy danego człowieka w jego dorosłym życiu albo jakieś jego zachowania.

Idąc Twoim tokiem rozumowania to nikt nie powinien mieć dzieci.
I nie mam tu na myśli jakichś skrajnie patologicznych sytuacji. Tylko takie, że np ojciec dużo pracuje i nie ma go w domu, i to przecież też wpływa na rozwój dziecka. I co, ten wspomniany ojciec też nie powinien mieć dzieci, bo jakieś jego zachowanie coś tam później u dziecka wywoła?
Albo kobieta, która np jest uległa to też ma zrezygnować z macierzyństwa bo jej uległość coś tam w dziecku wykształci? Bez przesady. Ludzkość by wyginęła :)

Widocznie nasze potencjalne dziecko też będzie musiało się z czymś zmierzyć. I to jest jego droga.

Ja myślę, że rzeczy same się dzieją.
Trzeba tylko odpuścić, nie szamotać się, nie stawiać oporu, nie analizować bez końca.
Po prostu puścić i czekać. Ale nie czekać w znaczeniu oczekiwania, tylko żyć, po prostu żyć. A wszystko samo do mnie przyjdzie, wszystkie odpowiedzi.
I powiem Wam, że to się u mnie sprawdza.
Jak mam podjąć jakąś decyzje i kiedy robię jakieś skomplikowane analizy, rozkminy, tabelki za i przeciw, wykresy i inne cuda, to się właśnie zapętlam i jeszcze bardziej nie wiem co robić.

Wtedy sobie odpuszczam temat na jakiś czas a potem przychodzi taki moment, ja to nazywam momentem "olśnienia". Czyli nagle spływa na mnie absolutna pewność co do tego co powinnam zrobić.

Miałam tak ostatnio w sferze zawodowej. Musiałam podjąć decyzję. Wszyscy przyjaciele i rodzina mówili, że powinnam wybrać bramkę nr 1 i kiedy ja wybrałam bramkę nr 2 to pukali się w czoło mówiąc: nie rób tego, będziesz żałować, za dużo ryzykujesz. Ale ja zostałam przy swoim. Wewnętrznie czułam, że tak powinnam zrobić, byłam o tym absolutnie przekonana. Można to nazwać intuicją albo jakimś wewnętrznym głosem.

Okazało się, że to była bardzo dobra decyzja.
I przede wszystkim moja własna, moja i tylko moja. Ahh to cudowne.
Bo przed terapią ciągle się asekurowałam drugim człowiekiem. A już pod koniec terapii, jak terapeuta coś tam mi sugerował, a ja mu się pierwszy raz sprzeciwiłam i powiedziałam że zrobię coś inaczej, to wtedy powiedział: zobacz, podejmujesz sama decyzje. Jesteś gotowa.

Odnosząc te moje wywody do maminsynka.
Dzisiaj nie wiem co mam zrobić, dlatego poczekam aż odpowiedź sama do mnie przyjdzie.
Albo rzeczy same się poukładają.
Albo wydarzy się coś takiego co rozwiąże mój problem, np umrę, albo on umrze, albo zakocham się w kimś innym, albo on się zakocha, albo jego matka się zakocha ;)
Nieważne. Po prostu wiem, że coś nastąpi.
(Z tych wszystkich opcji obstawiam, że najprawdopodobniej odpowiedź sama do mnie przyjdzie).

I nie jest to brak decyzyjności. Po prostu zaufam ŻYCIU. Wierzę we wszechświat i jego plan.

Nazwę to "moją drogą". Może i w przepaść ale zawsze moją.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku