Forum dyskusyjne

RE: Epimeteusz-Prometeusz

Autor: mimbla1   Data: 2022-06-15, 13:57:27               

Wróciłam do pierwszego postu. Tak na wszelki wypadek, pamięć odświeżyłam.
No i ok, się odniosę konkretniej, bo jednak chyba mam zdanie nieco odrębne.

Chyba nikt normalny jak usłyszy o otwieraniu puszki Pandory i uwolnieniu nieszczęść nie czuje ulgi. Raczej opór oraz niechęć do takich czynności. Rana zabliźniona, po co ją rozwalać. Tyle że rana może się zabliźnić mając w środku jakieś paskudne bakterie i najlepszym, co można zrobić to otworzyć, oczyścić i zabliźnić ponownie, już bez tych paskudztw.

Nie mam przekonania, że Twoje krzywdy z dzieciństwa nie są takie wielkie. Nie znam ich, zatem strzelam nieco w ciemno, ale patrząc po skutkach... a poza tym jest jakiś wzorzec co wielkie a co nie? To jest w znacznym stopniu subiektywne, bo skala zranienia psychiki zależy też od wrażliwości własnej osoby zranionej, od konstrukcji psychicznej konkretnego człowieka i od licznych okoliczności zewnętrznych. Takie samo zdarzenie u różnych ludzi daje zróżnicowane skutki.

Jeśli już wtórne przeżywanie to tylko w zauważalnie zmienionych warunkach tak zwanych bezpiecznych oraz przy odpowiednim przygotowaniu i z solidnym wsparciem - towarzyszeniem. Inaczej faktycznie wtórna wiktymizacja.

Technika debrifingu jednym pomoże a drugim zaszkodzi. Ale ona dotyczy z tego co wiem prostych zdarzeń traumatyzujących typu całkiem konkretna katastrofa. Przy indywidualnym zespole PTSD complex raczej nie ma i nie powinna mieć zastosowania.

Czemu nie ma historycznych wzmianek o dobroczynnym wpływie rozmowy na psychikę ? Ano zapewne dlatego, że była to dla przodków rzecz absolutnie oczywista. Że gadanie (werbalny kanał uwalniania emocji) to coś co działa. Nie zawsze, nie na każdego i bywa nie jest wystarczający, ale ogólnie działa. Przodkowie nie nazywali tego metodą, nie badali - po prostu to robili. My też nadal to robimy. Się zezłoszczę, się wygadam i mi emocje sklęsną. Się boję, pogadam z odpowiednia osobą i mi mija. Jest mi smutno, wypłaczę się na ramieniu osoby bliskiej i dobrej - i mi mniej smutno. Tylko to działa na bieżąco, nie wystarcza w wersji prostej przy dużych pakietach stłumionych i zadawnionych emocji.
No i mowa o rozmowie, nie o psychoanalitycznym i sztucznym ze swej natury monologu w obecności osoby porażająco zdystansowanej i nie okazującej własnych emocji. Gadanie do lustra mało pomocne jest dla większości.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku