Forum dyskusyjne

RE: Związek z partnerem DDD

Autor: kamido   Data: 2020-05-04, 12:23:08               

Tuluzka, nie uważam, że mąż wszystkiemu winien. Ja sama mogłam zmienić ten stan rzeczy - mogłam odejść 20 lat temu, 15 lat temu, 10 lat temu, tydzień temu, wczoraj...
Jak to ktoś kiedyś powiedział, każda, nawet najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku.
Ja widocznie na ten krok nie jestem gotowa.

Natomiast nie zgodzę się z Tobą, że ta miłość jest oparta na wartościach materialnych.
Tutaj - w tym wątku - tego nie widać, bo piszemy o tym, co w tej relacji jest złe, trudne. Ale poza tym między nami było i jest dużo dobrego. Kiedyś moja terapeutka nazwała całą sytuację "syndromem nie dość złego związku": za dobrze by odejść, zbyt źle, by pozostać. W efekcie lata mijają, a my tkwimy w impasie.
Ja przez całe lata dostosowywałam się do jego wymagań i oczekiwań, rezygnując z tego, na czym mi zależało, panował więc względny spokój. Dawałam radę dopóki to dotyczyło tylko mnie i męża. Tyle, że z czasem to samo zaczęły robić dzieci (odkąd oczywiście są świadome zjawiska). Jakoś - idiotka - wcześniej na to nie wpadłam, że tak przecież zacznie się dziać. I jak zobaczyłam, jaki wpływ na nie ma cała ta sytuacja, to można powiedzieć, że przejrzałam na oczy. Przez lata jednak byłam osadzona w przekonaniu (co do którego dzisiaj mam inne zdanie), że rodzice powinni stanowić wspólny front wobec dzieci. Uważałam też, że nie powinni wzajemnie sobie podważać autorytetu. Poruszyłam więc temat z psychologiem - zapytałam, co mam robić w sytuacji, kiedy mąż ewidentnie krzywdzi dzieci swoim podejściem - czy mam stanąć po ich stronie, a przeciwko niemu? I psycholog mi powiedział, że oczywiście, że tak. Że jeżeli wybór jest pomiędzy dobrem dzieci, a dobrym samopoczuciem męża, to decyzja jest oczywista.

Zaczęłam więc robić swoje - w efekcie mamy wieczne awantury, mąż stracił poczucie kontroli nad sytuacją (co bardzo źle znosi), a ja mam dość jego fochów i złości. I to wszystko się odbija na dzieciach. Być może późno się zorientowałam, że to krzywdzi dzieci... Dopóki ta krzywda dotyczyła - w moim odczuciu - tylko mnie, jakoś trwałam... teraz mam poczucie, że to tak nie może wyglądać.

Lepiej późno niż wcale. I dlatego szukam rozwiązań. Rozwalanie związku jest ostatecznością - to też dzieciom przewróci życie do góry nogami. Emocjonalnie.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku