Forum dyskusyjne

RE: Nie mogę sobie poradzić po rozstaniu.

Autor: Paulina0821   Data: 2020-01-10, 13:10:47               

Mam 24 lata. Mój były (P) 31.
Kilka dni temu poprosiłam P, żeby się wyprowadził. Nie miał nic do powiedzenia, nawet na mnie nie spojrzał.

W nocy potajemnie przeczytałam jego wiadomości na Messengerze. Zdradził mnie, pisał do innych dziewczyn, z którymi wcześniej zrywał kontakt. Proponował im spotkanie tłumacząc, że przez sytuację osobistą nie mógł wcześniej kontynuować znajomości, ale nigdy nie zapomniał. Nie proponował im seksu. Ten sam schemat.

W połowie stycznia miał wyjechać nad morze spotkać się z kolegami w sprawach biznesowych. Wiadomości do tych kobiet były związane z tym wyjazdem. Mówił, że będzie w tym czasie tam i czy nie chciałyby spędzić trochę czasu razem, że ma apartament itp.

Natomiast z dziewczyną, z którą się przespał nie znali się wcześniej. Ona pisała później, a on zaczął jej unikać, odpowiadać zdawkowo itp.
Myślałam, że to sygnał, że może zaczął żałować, że już po świętach spędzonych z nami u mojej rodziny (on swojej nie ma), zdał sobie sprawę jak mu bardzo zależy.

My poznaliśmy się w lutym/marcu na jednym z portali internetowych. Pierwsze spotkanie-kwiecień. Miłe, ale bez uniesień z mojej strony. On następnego dnia wracał do siebie(łączyła nas spora odległość). Od czerwca miał zamieszkać w Poznaniu. Kontakt był słaby i urywany.

We wrześniu odezwał się do mnie czy chciałabym się z nim spotkać na kawę. Nie odpisałam, więc po jakimś czasie napisał znowu, że mogłabym odpisać, że nie jestem zainteresowana i że ma mi głowy nie zawracać.

Odpisałam, że jestem zdziwiona i czy coś się stało, że po takim czasie się odzywa. On: ,,A co myślisz, że zapomniałem o Tobie? Po prostu nie lubię tak pisać jak mnie tu nie ma. Nasze spotkanie było bardzo fajne i niestandardowe. Nigdy przecież nie napisałem, że koniec naszej znajomości. Miałem być zaraz po naszym spotkaniu, ale opóźniło się wszystko o 2 miesiące".

Spotykaliśmy się bardzo intensywnie kilka dni, podczas których na każdym kroku udowadniał, że bardzo mu zależy, sam inicjował kontakt, spotkania.

Ostatniego dnia zaprosił mnie do wynajmowanego apartamentu. Postarał się, żebym zapamiętała ten wieczór na długo. Między nami było niezwykłe porozumienie. Mówił, że nie może uwierzyć, że mnie poznał.. że nie ma we mnie nic, co jemu by przeszkadzało itd. (do seksu nie doszło).

Miał wyjechać na dwa dni po swoje rzeczy i wrócić.
Od rana pisał,a następnego dnia zaczęły się dziwne wiadomości, że zabolało go kiedy powiedziałam, że jeszcze za szybko na pewne sprawy, że ironicznie zareagowałam, kiedy powiedział, że mu zależy na mnie. Że myśli, że powinnam być jeszcze sama.

Odpisałam, że to nieporozumienie, że zależy mi na naszej znajomości, niezależnie od tego co powiedziałam pod wpływem chwili.
Odpisywał ,,ta, spoko..." później napisał: ,,nieporozumienia? Wstaję rano nieprzytomny, żeby zawieźć z Tobą małą do przedszkola i zrobić normalne śniadanie, zamiast wyspać sie na rozmowę, po czym twierdzisz, że to za szybko, bo L.. A potem zapraszasz mnie na wesele, to ja nie mogę mieć żadnych obaw.. napiszę wprost, żebyś zrozumiała o co chodzi: skoro nie mogę na Ciebie liczyć w ważnych kwestiach, to nie mogę w żadnych, a ja bardzo nie ufam ludziom".

Kompletnie tego nie rozumiałam, bo dawałam mu ogromne wsparcie, pomagałam jak mogłam, szukałam mieszkania dla niego, interesowałam się jego sprawami. Ale on każdą moją pomoc odrzucał.

Były momenty, że nie odzywał się kilka dni, mimo moich wiadomości.

Któregoś dnia napisał, że będzie w PO na rozmowie o pracę i że chciałby się spotkać.

Przyjechał wtedy do mnie na kilka godzin przed rozmową. Po rozmowie chciał się jeszcze raz zobaczyć.

Za dwa dni miał być znowu, uzgodniliśmy, że będzie u mnie wtedy nocował.

Nie przyjechał i nic nie wytłumaczył.
Napisałam do niego po kilku dniach czy chce zakończyć znajomość, żeby się określił, bo nie wiem co mam myśleć,

On,,kiepska sytuacja. Narzeczona przyjaciela poroniła i zrezygnowałem z pracy.

Nie dałam rady i zakończyłam wiadomość. Nic nie odpisał.

Wchodził przez kolejne kilka dni na Whatsapp(wiedziałam, że pisze tam tylko ze mną), mimo to nie odezwał się.

W październiku nie mieliśmy kontaktu, ale ja wciąż nie potrafiłam o nim zapomnieć.

W listopadzie napisałam co u niego słychać, jak ułożyły się jego sprawy.
Odpowiedział po chwili, że teraz mieszka we Wrocławiu, ma super pracę.
Od tego czasu zaczął dbać o kontakt, zaprosił mnie do siebie.
Po dwóch tygodniach przyjechał do mnie, miał zostać na jeden dzień, został tydzień.
Stwierdziliśmy, że zaryzykujemy. On przeprowadzi się, tutaj znajdzie pracę i mieszkanie.

Zapytałam jak to widzi,,wspólne mieszkanie czy będzie sobie czegoś szukał" On,,decyzja należy do Ciebie".

Chciałam spróbować. Po spędzonym tygodniu, szczerych rozmowach dałam nam szansę. Pozwoliłam się jemu wprowadzić.
Ten czas od 20.11 aż do 5.01 był niesamowity.
P pomagał mi we wszystkim, dbał i troszczył się o nas, nie kłóciliśmy się, każdą sprawę staraliśmy się rozwiązać na spokojnie rozmową.
Świetnie się rozumieliśmy, to samo poczucie humoru, wspólne wartości i pragnienia. Wiedziałam o jego trudnej przeszłości, śmierci matki, kiedy był dzieckiem, trudnych relacjach z ojcem, poprzednich związkach(toksyczna partnerka, zdradzająca kobieta itd)

Teraz po rozstaniu doświadczam silnego dysonansu.

Pisał do najlepszego przyjaciela
,, ta co tańczy jest boginią seksu i ma mistrzowskie ciała, a z tą co teraz mieszkam to mam przyszłość zapewniona"
,,nie wiem, co zrobić. Jestem na rozdrożu",
,,zawsze, kiedy kogoś mam, takie rzeczy"


Nie rozumiem, jaki miał motyw by być ze mną. Wychodzi na to, że wszystko było kłamstwem. (Stabilizacja, szczęście ze mną, uczucia)
Zbyt krótki czas minął od słów, które mówił do czynów. Zaledwie 31.12 ,,jesteś moją księżniczką", kilka dni temu ,,dlaczego miałbym Ciebie zostawić, skoro jestem szczęśliwy"


Pieprzenie o dopasowaniu pod każdym względem i w każdej sferze (paradoksalnie, również w sferze erotycznej).
Że ciężko znaleźć kogoś takiego, bo często jest tylko chemia, nic poza.
Że tańczy, nie dlatego, bo chce iść na imprezę, a dlatego że jest ze mną bardzo szczęśliwy.
Że gdyby nie uczucia, nie byłby z nami.
Że nie zrobi nic głupiego, bo teraz ma mnie i nie chce zniknąć na dwa lata.
Że okres zabawy i pogoni za pieniędzmi, karierą ma za sobą, a teraz chce jedynie stabilizacji i spokoju.
Że gdyby miał zdradzać, to nie wiązałby się ze mną.


W związku ze mną napisał dwa teksty. Nie zapomnę jak powiedział, że jestem jego inspiracją, że przede mną nie mógł napisać kilku zdań, a teraz napisał dwa kawałki w 4 dni.


Planował ze mną przyszłość. W czerwcu mieliśmy przeprowadzić się do mojego rodzinnego miasta. Oboje chcieliśmy założyć własne działalności. Już planował Walentynki, wspólne wakacje. Chciał mnie zabrać do swojego rodzinnego miasta.


Wiedział jak długo odbudowywałam się po poprzednim związku (z ojcem mojego dziecka), w którym przez kilka lat byłam ciągle oszukiwana i raniona. Gardził tym człowiekiem, przejmował się, gdy on cokolwiek zrobił i napisał.
Troszczył się o moje dziecko, bawił się z nią, angażował w każdą czynność, która była z nią związana (dla niej 3 godziny przyszywał do swetra różne ozdoby na jasełka), sam odprowadzał do przedszkola, żebym dłużej pospała, składał meble itd)

Widziałam w nim prawdę. Dlatego nie potrafię uwierzyć, że to mogło nic nie znaczyć.

Pewnych rzeczy nie da się udać, a w jego oczach dostrzegałam, że niektóre rzeczy wywołują w nim silne emocje: te związane ze mną czy moją córką i że jest tym autentycznie poruszony.

Sam o tym później wspominał, wracał do słów czy wydarzeń, które sprawiły mu masę radości.

Kiedy mu powiedziałam, że nie wyobrażam sobie już, żeby mogło być inaczej, lekko go zamurowało i zapytał ,,czy jesteś świadoma powagi słów''.
Odpowiedziałam, że w tym momencie tak czuję, dlatego to powiedziałam''.

Następnego dnia wieczorem powiedział, że to było bardzo miłe, co usłyszał ode mnie i że bardzo się cieszy.
jednocześnie moje słowa w rozmowie z kolegą lekko wyśmiał ,,ta mi po 4 tygodniach powiedziała, że nie wyobraża sobie, żeby było tak jak dawniej, haha''

Nigdy nie wymuszałam na nim deklaracji słownych, on również nie był zbyt wylewny w komplementach.

Tym bardziej uważałam, że skoro coś sam od siebie powie, to znaczy, że jest to bardzo szczere i spowodowane tym, co czuje.

Tak jak jego otwieranie się przede mną, kiedy mówił mi o rzeczach trudnych, ciężkich i intymnych.

Było to dla mnie oznaką, jego zaufania i uczuć.

A teraz?

Czuję, jakbym nic dla nie znaczyła i nigdy nie darzył mnie prawdziwym uczuciem, bo przecież nie zrobiłby niczego świadomie, co mogłoby się skończyć rozstaniem.

Jakby wszystko było żartem.

Tylko po co te wszystkie starania i słowa niewymuszane przeze mnie w żaden sposób.

Tego nie potrafię zrozumieć i dlatego to tak cholernie boli.
W moich oczach był całkowicie kimś innym i nie byłam nawet przygotowana na to, że z dnia na dzień wszystko się skończy.

I nie skończyłoby się, gdybym ja tego nie zakończyła.
Bo jeszcze wieczór wcześniej wszystko było normalnie.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku