Forum dyskusyjne

Przeczytaj komentowany artykuł

trudniejsze niz mogloby nam sie wydawac... :(

Autor: slivergirl   Data: 2009-09-19, 21:27:21               

Spotkalam moja wielka milosc kiedy mialam 21 lat. Bylismy razem przez 6 lat i 7 miesiecy. Byl moja druga polowka. Kochalam po raz pierwszy w zyciu. Zylismy jak malzenstwo. Wiedzialam, ze moge jemu ufac w kazdej sytuacji. Mieszkalismy razem przez 6 lat. Wybudowalismy przez te lata "nas". Bylam szczesliwa. Jedyne czego mi do szczescia brakowalo byl fakt, ze nie jestesmy malzenstwem. Ja jestem polka, od malenkiego mazylam o fantastycznym mezu, dwojce albo trojce dzieci, malym domku z ogrodkiem... jak kazda dziewczyna. Po maturze wyjechalam na studia do Niemiec i zakochalam sie w Niemcu. Myslalam, ze to bez znaczenia, a jednak sie mylilam.
On wprawdzie mowil mi, ze chce ze mna spedzic reszte zycia, ze jestem jego kobieta, ale tego ostatecznego kroku bal sie podjac. Mowil, ze niczego nie ma mi do zaoferowania, chce sie najpierw dorobic. Nie wytrzymalam, w nasz zwiazek wkradla sie frustracja, ja zrobilam sie nie do zniesienia, bo moje kolezanki w Polsce wychodzily za maz, a ja... ciagle udawalam, ze jestem szczesliwa tak jak jest.
W czerwcu 2007 roku w koncu podjelam ten krok i wyprowadzilam sie. Chyba dlatego, ze mialam nadzieje, ze bedzie o mnie walczyl. Jednak zbyt wiele do tego czasu juz popsulam. Po czasie powiedzial mi, ze dla niego moje odejscie bylo ulga. Poczul sie w koncu wolny. Bolalo.
Plakalam dniami i nocami. Ludzilam sie, ze wroci.
Od czasu do czasu, kiedy bylam bardzo pijana albo sfrustrowana dzwonilam do niego i wtedy przychodzil do mnie. Spedzalismy ze soba kilka dni. Bylo, jakby nigdy nic sie nie stalo, jakbysmy nadal byli razem.
W maju 2008 roku dostalam swietna propozycje pracy i przeprowadzilam sie 300km dalej. Ciagle mielismy kontakt telefoniczny (najczesciej dzwonilam ja). We wrzesniu pojechalismy razem do Polski na urlop. Potem na kilka dni nad morze do Holandii.
Spotykalismy sie tak od czasu do czasu az do sierpnia tego roku. Bylam u niego na kilka dni, w dniu kiedy wrocilam do siebie zmarla moja babcia. Przyjechal, zeby pojechac ze mna na pogrzeb, pozniej zostal na pare dni u mnie. Pozniej przyjechal jeszcze raz. Spedzilismy ze soba bardzo fajne dni. Kiedy wyjezdzal, powiedzialam mu, zeby juz do mnie nie dzwonil, bo to szalenstwo miec afere ze soim ex, ze wczesniej czy pozniej jedno z nas sie moze zakocha i wtedy to drugie bedzie cierpialo.
W miedzyczasie minelo ponad 6 tygodni od tamtego dnia. On sie nie melduje, ja tez nie. Czy ten kontakt jest rzeczywiscie urwany?
Odkad sie rozstalismy bylam na dwoch randkach, mialam jedna one night stand (w dniu naszej 8 rocznicy - gdybysmy nadal byli razem. Po prostu sie upilam i bylo mi wszystko jedno). Ciagle slysze, ze jestem super dziewczyna, ze mam tyle do zaoferowania... dlaczego wiec nie potrafie sobie ulozyc na nowo zycia??? Dlaczego ciagle musze o nim myslec, ciagle kazdego faceta do niego porownywac? Dlaczego wciaz licze na to, ze on wroci? Wiem, ze tak sie nie stanie, powiedzial mi, ze zaslugje na cos lepszego, ze on nie jest mnie wart. Dlaczego mezczyzni mowia takie rzeczy???
Tak ciezko jest zyc samotnie, kiedy sie przez tyle lat bylo szczesliwym...

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku