Forum dyskusyjne

Sortuj:     Pokaż same tytuły wpisów w wątku
  • Stracona nadzieja, zawód, długi, hazard, alkohol

    Autor: Gyuix94   Data: 2025-03-22, 20:15:42               Odpowiedz

    Traktuje to jako jedyne miejsce w którym mogę się wyżalić...

    34 lata, mężczyzna.

    Od zawsze było ciężko. Bieda w domu, rozwód rodziców w wieku 10 lat. Nowy facet alkoholik, mama była bardzo niestabilna emocjonalnie. Musiałem brać na barki jej emocje oraz całe życie. W wieku kilkunastu lat musiałem już zarabiać żeby było mnie stać na jedzenie do szkoły. Każdy mówił, że będę miał pieniądze w przyszłości, jako pierwszy w rodzinie i że mam potencjał. Jak bardzo się mylili. Jak bardzo ta sugestia mi teraz ciąży.

    W wieku 18 lat wyjazd 400km od domu na studia, z 2500zł w zarobionymi w pracy wakacyjnej. Wynająłem pokój, znalazłem pracę, żyłem od 1 do 1. Później zamieszkałem z partnerką która jest z jeszcze biedniejszego domu. Dużo kłótni, łatwo nie było, ale jesteśmy razem już 15 lat.

    Coraz to wyższe stanowiska, coraz więcej pieniędzy, 5 lat później (25 lata) chcemy wziąć kredyt hipoteczny, ale okazuje się, że mamy za mały wkład własny. Moja dziewczyna chce zmienić pracę, ale zaczyna się problem bo kolejna też nie daje jej satysfakcji. Wpada w depresję, zaczyna się 6 lat jej siedzenia w domu. Ja zaczynam brać kredyty, wchodzę w długi. Zawsze muszę brać odpowiedzialność (tak mnie głupio wychowano) więc jakoś dam radę - zawsze daje. Jak upadnę to się podniosę, a jak nie to sobie poleże. Ale nie wpłynie to na moją motywacje i chęć dążenia do celu.

    Nic bardziej mylnego.

    W końcu dziewczyna ma myśli samobójcze, nie chce się leczyć. Zaczynam pić w ukryciu. Bardzo duzo, naprawe bardzo. Tak dużo jak dużo ciężaru na mnie. Później staje się jej ojcem i psychologiem, resztkami sił staram sie nie pokazywac jak jest źle, ale wskazywać drogę i nadzieję. Udaje się. Jest coraz lepiej, ona staje na nogi. Po kilku latach ona znajduje pracę. Mam 32 lata, 60 tysiecy długów. Staram się o wyższe stanowisko udaje się, ale starcza od 1 do 1 ledwo co. Marzenia o kredycie nie spełnione. Pieniędzy na ślub brak - moja dziewczyna znów ma czasami negatywne dni, ale bez przesady, ja chleje jak wściekły.

    Wszyscy naciskaja, kiedy ślub, kiedy dziecko, kiedy mieszkanie, dlaczego ciągle wynajmujecie, dlaczego nie potrafisz być mężczyzna. Juz zaraz będzie za późno. Zaczyna się hazard, od kilkuset złotych do obstawiania 20 tysiecy w ciągu dnia po pijaku w nocy w ukryciu. W końcu ląduje w szpitalu, stan przedzawałowy.

    Wyszedłem z tego i wziąłem się za siebie, nie pije pół roku, ale hazard... na chwilę obecną ponad 100 tysiecy długu.

    Łącznie obecnie 140 tysiecy długu. Wszystko spłacane. Rata 3500zł mc, plus karta kredytowa, do spłaty za miesiąc, 18 tysiecy złotych na teraz. Jak ja to spłacę? Jeszcze wynajem mieszkania 2800. Jakim cudem w ogóle pojawia się mysl o tym, że kiedyś będę miał normalne życie, że w końcu wezme kredyt hipoteczny. Ja życie już przegrałem.

    W wieku 34 lat nie mam nic. Mieszkanie wynajmujemy to samo 14 lat. Samochodem za kilka tysięcy jeżdżę 10 lat (i tak bede musial sprzedać, a to juz mnie totalnie pograzy bo chyba jazda autem to moja jedyna chwila "medytacji"). Nie zmienia się NIC. Codziennie ta sama monotonia. Nie chcę mi się wstać z łóżka. Nie mogę zasnąć. Cieszę się tylko, że nie pije. Ale mam tak okropne myśli w głowie. Ciągle mówię do siebie jakim jestem śmieciem. Zawsze byłem tak spokojny i rozważny, nie poznaje siebie. Mam żal do siebie, że wciągnąłem się w nałóg alkoholowy (nie wiem jakim cudem wyszedlem) i hazardowy (przed chwilą wpłaciłem 500zl, wygralem 3500, wyzerowałem saldo, wpłaciłem 2500 zł i przegrałem). W końcu zablokowałem konto na 3 miesiące. Koniec z graniem.
    Zostało 300zł do końca miesiąca. Dobrze, że ZUS oplacony, ale na spółdzielnie nie mam, zapłacę po terminie po wypłacie.

    Mam dość życia. Dość ciągłych pretensji, że nie ma ślubu, nie ma mieszkania, nie ma pieniędzy, nie ma SUKCESU, nie ma żadnych zmian. Dość braku pieniędzy. Przestałem widywać się ze znajomymi tylko dlatego że wciąż pytają co u mnie i kiedy w końcu zacznę być na swoim.

    Nie widzę już ŻADNEGO ratunku. Mam dość takiego życia. Dość długów. Dość wyśmiewania w pracy. Dość ciężaru. Dość impulsywnych decyzji. Dość ostatniej pozycji w społeczeństwie. Ciągle mam sny, że gdzieś się gubie, że jestem ostatni w szkole w biegach, że nie potrafię napisać sprawdzianu. Tak interpretuje to moja podświadomość.

    I teraz najlepsze - nie wie o tym nikt. Kompletnie. Nikt nie zna moich problemów, stąd mój post i chęć otworzenia się, pokazania się po raz 1 komuś ze strony prawdziwej, która siedzi mi w głowie.

    Najbliższe osoby nie potrafią nie oceniać. Mama bedzie panikować, ojciec nie będzie znał sposobu żeby mnie wesprzeć. Nie mogę na nich liczyć, jeszcze im zaszkodzę. Ciągle sam, ciągle z problemami. I nie mogę pójść do psychologa, muszę sobie poradzić sam. Bo nie mogę pokazać, że jest źle i jestem słaby. To zabije moja dziewczyne, która widzi we mnie oparcie i ma zbyt niskie poczucie wartości. Życie miało być piękne, a ja po prostu nie dałem rady. Przegrałem.

    Nie godzę się z tym, że już nie osiągnę nic. Nie godzę się z takim losem. Mam w sobie tyle złości, żalu, pretensji do siebie, że ciężko to opisać.



    • RE: Stracona nadzieja, zawód, długi, hazard, alkohol

      Autor: mimbla1   Data: 2025-03-22, 22:05:03               Odpowiedz

      Jeśli idzie o nie ocenianie to forum nie jest najlepszym miejscem...masa obcych, ograniczona moderacja.
      Tyle że jesteś nieco bardziej anonimowy.

      Co by ci tu rzec...daleko to zajechało..Biegniesz coraz szybciej, uliczka jakby ślepa i mocno w dół, zawrócić trudno. Zwłaszcza własnymi siłami.
      Skoro "musisz sam" słabo to wygląda.

      Jedno o czym tak na teraz można pogadać, to czy aby naprawdę musisz sam. Moim zdaniem nie musisz tylko takiego wyboru dokonujesz. Zwykle jak się wybiera są co najmniej dwie możliwości. No bywa, że obie niespecjalnie atrakcyjne, ale jednak dwie.
      Czemu się upierasz przy wyborze "muszę sam"?



      • RE: Stracona nadzieja, zawód, długi, hazard, alkohol

        Autor: Gyuix94   Data: 2025-03-23, 00:05:49               Odpowiedz

        Pojawia mi się łatwe rozwiązanie, że bierze się to z dzieciństwa. Gdy potrzebowałem pomocy, nikt jej nie dał - i nauczyłem się, że proszenie o wsparcie nie działa.

        Musze sam - bo przecież NIKT nigdy nie dał mi pieniędzy, nie załatwił moich spraw, nie wziął za mnie odpowiedzialności. I gdy okazuje się jakiego typu to jest problem to znowu wracam do punktu wyjścia - że nie ma sensu o tym mówić. Że muszę sobie z tym poradzić, bo wsparcie na zasadzie "dasz sobie rade", "jesteś silny" nie zadziała. Potrzeba konkretnych działań i efektów.

        Chce już teraz przestać się czuć tak źle. A do tego potrzebne są duże kroki, nie mikro kroki. W tym wieku muszę działać szybko i efektywnie. Za chwilę 40 lat. Całe życie będę się ukrywać przed wszystkimi że wstydu. Tylko, że do czego mnie doprowadziło "szybko"... może już jest za późno? Może już nie ma sensu robić nic - tego typu myśli się też pojawiają.

        Ale jest jeszcze we mnie jakaś nadzieja, że sam dam sobie z tym radę i nikt się o tym nie dowie. Bo wstyd jest uczuciem które mogłoby mnie dobić. A wiem, że gdy ktoś się dowie to oceni mnie po czynach. Jest we mnie takie niskie poczucie wartości ze względu na moje "dokonania", że boję się je ujawnić.

        Mogę mieć różne przekonania, również takie, że nie oceniam siebie pod kątem posiadania, tylko tego, że pokonałem chociaż troche swoich przeciwności. Ale co mi po moich przekonaniach, skoro rodzina mnie oceni według swojej czarno-białej reprezentacji. I teraz z jednej strony co mnie interesuje co oni pomyślą, a z drugiej strony jezeli proszę o pomoc to chyba powinno. Teraz jaki będzie to miało wpływ na mnie.

        Proszenie o pomoc może być dobrą formą oczyszczenia, jednak może być też tak, że ocena i wstyd mnie zabije, tego się boję. Nie chcę zawieść swoich najbliższych.

        Dlaczego też mam kogoś obarczać swoim brudem. I co też mi oni pomogą, jak sami są w sytuacji, która nie jest cudowna. Myślę, że "muszę sam" bo alternatywa wydaje się jeszcze bardziej przerażająca - zaufanie komuś, odsłonięcie się, ryzyko oceny.

        Może mam w sobie głęboko zakorzenione przekonanie, że nie zasługuje na wsparcie, że bycie silnym to radzenie sobie samemu. Że co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Tylko coraz częściej mnie to zabija.

        Czuje taki dysonans, że jest myśl "dam sobie rade sam, nikt sie nie dowie, naprawie to", ale jest też "błagam, pomocy, bo nie dam sam rady, już nie mam siły". Poczucie kontroli kontra głos zmęczenia. I ta 1 myśl jest chyba łatwiejsza, dlatego częściej wygrywa.

        Odnośnie ślepej uliczki - ta myśl z dumy, z ego, że "musze sam" jest chyba takim fundamentem mojej tożsamości, że może nie chodzi tylko o to, że boje się oceny - może to też daje mi pewien rodzaj satysfakcji, że mimo wszystkiego, co mnie spotkało, wciąż trzymam ster w rękach.

        I teraz tak - chyba to "sam" stało się dla mnie ważniejsze niż faktyczny efekt. to "sam" - choć wydaje się oznaką mocy - stało się moim więzieniem.



        • RE: Stracona nadzieja, zawód, długi, hazard, alkohol

          Autor: mimbla1   Data: 2025-03-23, 00:35:07               Odpowiedz

          Nie tyle rozwiązanie ile wyjaśnienie - że z dzieciństwa masz to "muszę sam". Jako jedna z przyczyn pasuje jak najbardziej. Jako dziecko szukałeś na oślep i mając ograniczone możliwości. Wyszło jak wyszło, utrwaliło ci się, że znikąd pomocy, muszę sam.
          Nie jesteś dzieckiem. Zatem może jednak jako człowiek dorosły dasz radę rozważyć jednak wariant dotychczas nie używany czyli "poszukam pomocy"?
          Po dorosłemu, rozważnie i tam, gdzie masz szansę uzyskać pomoc prawdziwą, a nie głupie gadanie połączone z ocenianiem.
          Tobie tak na pierwszy rzut zasugerowałabym skorzystanie z pomocy psychologicznej w ramach Ośrodka Interwencji Kryzysowej. NFZ czyli się nie płaci i nie maja długich terminów oczekiwania na wizytę. W ramach NFZ każdemu niczym psu zupa przysługuje o ile pomnę około 10 spotkań z psychologiem. Który - zachowuje tajemnicę zawodową tak samo jak lekarz oraz, zapewniam Cię, spotkał już na swojej drodze zawodowej ludzi w sytuacjach nie lepszych od twojej oraz także w sytuacjach zauważalnie gorszych zatem nie przerazi się ani nie spłoszy. No i programowo nie ocenia. Innymi słowy jest osobą bezpieczną z twojego punktu widzenia. Dla tzw. świata" zaś chodzenie do psychologa jest od jakiegoś czasu zwyczajnie modne.
          Jest ci ewidentnie potrzebna rozmowa z drugim człowiekiem. Niosłeś sam, nie dajesz rady - znalazłeś forum, lepsze niż nic. Jakiś człowiek jest w postaci na tą chwilę mnie, może ktoś dołączy, może nie, loteria. Ale - forum nie wystarczy. Potrzebny ci też real, forum ewentualnie może być uzupełnieniem, ale pisują tu różni ludzie i nie wszyscy są tak bezpieczni w rozmowie jak psycholog w gabinecie.
          Co do tego steru w rekach...trzymać trzymasz. Tylko łódź jakby w międzyczasie miota się między skałami i mieliznami, dziurawa jest, żagle porwane... i może się okazać, że siedzisz na samotnej skale wśród bezkresu oceanu ze sterem w rękach, choć puściwszy ster mogłeś bezpiecznie do brzegu dopłynąć.



        • RE: Stracona nadzieja, zawód, długi, hazard, alkohol

          Autor: fatum   Data: 2025-03-23, 15:25:30               Odpowiedz

          Gyuix94. Jak miałam problemy to gadałam do lustra.Super metoda.Jednak jest trudna dla kogoś, kto kłamie. Przykład.Chcesz do lustra poszpanować,że jesteś odważny. Szczerość wymaga działania. Wychodzę na zewnątrz i krzyczę: ludzie! Jestem kłamcą! Ale już tego nie! chcę! Powiem Wam, że potrzebuję Waszej pomocy. Tak! Pomocy! Powiedzieć chcę, że jestem więźniem samego siebie. Stworzyłem takiego siebie, że teraz nie mogę sobie poradzić już sam ze sobą. Pomocy! Potrzebuję pomocy! Nie! oceniajcie mnie! Proszę. Myślę, że napiszę do Was list i dam każdemu do rąk własnych.Tak zrobię. Przeczytajcie i dajcie mi swoją odpowiedź. Dziękuję. Bardzo liczę na Waszą pomoc, zrozumienie i oparcie. Proszę. Błagam wręcz. Wasz Gyuix94.



        • RE: Stracona nadzieja, zawód, długi, hazard, alkohol

          Autor: Calmi   Data: 2025-04-01, 21:11:27               Odpowiedz

          Gyuix94
          "Odnośnie ślepej uliczki - ta myśl z dumy, z ego, że "musze sam" jest chyba takim fundamentem mojej tożsamości, że może nie chodzi tylko o to, że boje się oceny - może to też daje mi pewien rodzaj satysfakcji, że mimo wszystkiego, co mnie spotkało, wciąż trzymam ster w rękach."


          Mimbla
          "Co do tego steru w rekach...trzymać trzymasz. Tylko łódź jakby w międzyczasie miota się między skałami i mieliznami, dziurawa jest, żagle porwane... i może się okazać, że siedzisz na samotnej skale wśród bezkresu oceanu ze sterem w rękach, choć puściwszy ster mogłeś bezpiecznie do brzegu dopłynąć."


          A moze wystarczyłoby tylko użyć gwizdka ?

          Hej Kapitanie tego tonącego statku, zastanów się czy nie żyjesz w jakiejś iluzji na swój temat.

          "Bo gdy Tytanik tonął to też orkiestra grała ... kapitan miał do końca koszulę śnieżnobiałą , a fala szła za falą ..."

          Wg mnie to zamieniłeś jeden nałóg w drugi . Teraz zablokowałeś konto (brawo Ty ;) więc, będziesz musiał znów coś nowego wymyślić, nie wiem może narkotyki ,uzależnienie od seksu, pornografii ? ;)))


          Po mojemu, to po pierwsze dobrze by było uświadomić sobie, gdzie leży problem ,tzn że mam skłonności do uzależnień /jestem uzależniony .

          To podstawowy pierwszy krok ... potem zostanie Ci już tylko bodajże 12 kolejnych do wypłynięcia na szerokie wody.

          Nie pamietam dokłądnie ,ale jeden z tych dwunastu to uświadomienie sobie ,że nie mam władzy nad moim nałogiem .

          Takie przyznanie się do bezsilności ,to dopiero jest wyczyn ,który paradoksalnie otwiera kolejne drzwi, nie trzeba wyważać , są ludzie ,są odpowiednie klucze .

          Tylko zdejmij juz ten niebieski trykocik Supermana chłopczyku.

          Po męsku przyznaj ot tak po prostu ,że nie dajesz już rady sam ...
          I to jest całkiem spoko i jest ok :)))



    • RE: Stracona nadzieja, zawód, długi, hazard, alkohol

      Autor: adammazow   Data: 2025-05-14, 14:45:50               Odpowiedz

      Twoja historia nie należy do najlżejszych. To prawda.
      Ale nie jest beznadziejnie.
      Najważniejsze, to podzielić problemy na mniejsze kawałki. I kolejno, jedno po drugim naprawiać. Nic na siłę. Pomalutku.