Artykuł

Agnieszka Kozak

Agnieszka Kozak

Zima w dolinie


W pięknym masywie górskim była sobie dolina - podobna do wielu innych dolin. Pewnego razu w górach zeszła tak potężna lawina, że skały zasypały miejsce, przez które do doliny zaglądało słońce - przestało ono ogrzewać ziemię i w dolinie zapanowała zima. Zamiast walczyć z zimą, zamiast szukać pomocy, ludzie postanowili dostosować się do nowych warunków i wyszukiwali pozytywne strony nowej sytuacji - można było kilka razy do roku ubierać choinkę, obdarowywać się prezentami, jeździć na sankach do woli, nie trzeba było pracować w pocie czoła na polu... To nic, że zapasy szybko się skończyły i zamiast smacznych owoców trzeba było jeść korzenie roślin, które były w stanie przetrwać w zimnie, ważne było to, że nie trzeba było być za nic odpowiedzialnym. Dobra zabawa i beztroska, które niosła ze sobą zima pozwalały nawet przyzwyczaić się do braku bieżącej słodkiej wody ze strumieni - wszystko skuł lód i przykrył śnieg, bo ludzie bawiąc się przestali dbać o wodę.

Dolina tak długo była skuta lodem i śniegiem, że ludzie nie pamiętali już, jak pachną świeże kwiaty, jak drży rosa na liściach w porannym słońcu, jak cudownie jest biegać po świeżej trawie, która delikatnie łaskocze bose stopy... Ciągła zima, monotonny, biały krajobraz za oknem powodował, że czuli znużenie i powoli, dzień po dniu czuli, że coś tracą, choć sami nie potrafili nazwać, co to jest. Z biegiem czasu przestali odnajdywać "codzienne radości zimy". Przestali jeździć na sankach czy nartach, nie cieszyły ich pięknie malowane mrozem szyby w oknach, dzieci nie umiały bawić się lepiąc bałwana, czy rzucając kulkami śniegu, przestano ubierać choinkę i obdarowywać się prezentami - nikt nie pamiętał, po co w ogóle pojawiała się choinka w domach. Kwiaty, kolorowa choinka, ciepłe i pełne słońca dni z czasem stały się tylko ilustracjami książek, do których nikt już nie zaglądał, a historie z nimi związane wydawały się być bajkami, w które nikt rozsądny przecież nie mógł wierzyć.

Mijały dni, ludzie powoli przestawali odwiedzać się nawzajem, gdyż zaspy nieodgarnianego śniegu nie pozwalały na pokonanie choćby krótkiego dystansu między domami. Nie dbali też o drogi, które dawały możliwość wychodzenia poza dolinę - nauczyli się jeść korzenie roślin, które były w stanie przetrwać w niskich temperaturach, pili wodę, którą uzyskiwali z roztopionego śniegu. Żyli z dnia na dzień, niczego nie pragnąc, o niczym nie marząc, nie dbając o siebie nawzajem. W ich sercach panowała jednak tajemnicza tęsknota, której nie potrafili zdusić, ale też nie umieli jej nazwać, a w dolinie panowała dziwna cisza. Ludzie czuli, że brakuje im jakiegoś dźwięku, że wiąże się to z jakimś słowem, ale nie potrafili go sobie przypomnieć...

Na skraju doliny mieszkały bliźnięta - Amelka i Piotruś. Dzieci bardzo ruchliwe, żywe i ciekawe świata. Uwielbiały buszować po strychu domu, w którym mieszkały i zaglądać do starych pełnych niespodzianek kufrów przysypanych paroletnim kurzem. Pewnego dnia odnalazły książki z barwnymi ilustracjami - były w nich zachody słońca nad błękitnym morzem, łąki pełne kwiatów, byli kolorowo ubrani ludzie - zupełnie inni od tych, które dzieci znały w dolinie, w wyrazie ich twarzy było coś, czego dzieci nie znały i nie potrafiły nazwać. Było na tych obrazkach coś nieznanego, a jednocześnie tak pociągającego, że dzieci wręcz namacalnie czuły, że może to być prawdziwy świat istniejący gdzieś poza doliną. Nie chciały wierzyć dorosłym, że te książki to tylko baśnie i legendy, że taki świat nie istnieje. W twarzach tych ludzi było coś niezwykle prawdziwego, coś, co nie mogło być tylko bajką, coś, co powodowało, że dzieci oglądały książki z wypiekami na twarzy. Rodzice zabronili im zaglądać do tych książek, a dzieci coraz bardziej tęskniły za krajobrazami, które były w nich ukryte. Postanowiły wyruszyć w podróż, chciały się przekonać, czy faktycznie poza masywem górskim, który otaczał dolinę jest taki sam skuty lodem świat, jak ten, w którym żyły.

Droga przez góry była bardzo trudna, ale dzieci miały siebie - kiedy jedno było zmęczone i traciło wiarę w to, że się uda, drugie ciągnęło je za rękę, dodawało wiary i otuchy w możliwość pokonania łańcucha górskiego. Zmagały się z zimnem, zmagały się ze zmęczeniem, ale otuchy dodawała im wiara w to, że gdzieś jest inny świat, Amelka każdego wieczoru opowiadała o pięknych kwiatach a Piotruś zasypiał marząc o zabawie w berka na łące... Kiedy doszły na szczyt łańcucha górskiego ich małe serduszka prawie zamarły z przerażenia - wszędzie gdzie patrzyły widać było tylko śnieg - może dorośli mieli rację? Może kolorowe kwiaty nie istniały? Dzieci postanowiły jednak zejść w dół doliny po drugiej stronie pasma gór. Brnęły przez śnieg, powoli tracąc nadzieję na znalezienie kolorowej łąki, nie zauważyły nawet, że śniegu wokół nich było coraz mniej i coraz łatwiej było pokonywać kolejne odcinki drogi. Kiedy doszły do skraju lasu wyczerpane z zimna, zmęczenia i głodu zatrzymały się, opadając w śnieg. Był to bolesny upadek, bo ze zdumieniem zobaczyły, że nie ma tu zasp, a śnieg sięga im tylko do kostek. Las nie był biały - widać w nim było małe zielone plamy czegoś, czego nie znały. Były zbyt zmęczone, by zastanawiać się nad tym, co to jest, gdy nagle usłyszały dźwięk, którego nie znały - dźwięk, który przeniknął ich serca, który przeniknął je całe - usłyszały w oddali śmiech dzieci jeżdżących na sankach. Te nieznane dzieci radośnie zjechały z górki i wylądowały niedaleko bliźniąt - radość to było słowo, o którym zapomniano w dolinie! Amelka szybko podbiegła do dzieci przy sankach i zapytała:
- Dlaczego jest tu tak mało śniegu?
- Jak to dlaczego? - Zdziwił się uśmiechnięty maluch - Zaczęła się wiosna i niedługo ogarnie sobą całą dolinę, zniknie śnieg, pojawi się trawa, zakwitną pięknie pachnące kwiaty.

Dzieci nie posiadały się z radości - świat który znały z ilustracji nie był ułudą - po zimie następowała wiosna, która dawała nadzieję, która niosła ze sobą radość budzącego się do życia świata. Ludzie z ich doliny tak łatwo zrezygnowali z wiosny, korzystając z beztroski, którą dawała im chwilowo zima, ale to po jakimś czasie przestało dawać im radość. Amelka i Piotruś wrócili do swojej doliny z naręczem kwiatów - to nic, że zwiędły przez drogę, były znakiem tego, że wiosna istnieje, że warto podjąć trud i wysiłek odkopania miejsca, przez które słońce dotrze do nich i ogrzeje zmarzniętą przez tyle lat ziemię.

Nie było to łatwe wyzwanie - ale dzieci wróciły pełne radości, przynosząc dawno zapomniany dźwięk śmiechu - ludzie przypomnieli sobie, z czym wiąże się choinka, jaki jest sens obdarowywania się nawzajem prezentami, zatęsknili za słońcem i kwiatami, zatęsknili za wiosną i ciepłym latem, które były możliwe tylko dzięki wpuszczeniu do doliny promieni słońca, na nowo odkryli słowo radość...

Wiosna, kiedy raz przyjdzie, nic jej nie zatrzyma, ale trzeba pozwolić jej przyjść...







Opublikowano: 2007-09-25



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu

  • Zima w dolinie

    Autor: fijołek   Data: 2007-09-26, 18:49:24               Odpowiedz

    Tak, tylko dzieci mogły wyruszyć w tę podróż w poszukiwaniu wiosennego świata...
    Dorosłym brakowałoby zapału, siły, i nadziei.
    Tak się właśnie rozmarzyłam... jak pięknie byłoby mieć w sobie tę dziecięcą energię i zapał.. ech.i cieszyć się z lepienia bałwana i z widoku choinki, ale tak... Czytaj dalej

  • Zobacz więcej komentarzy